Nie chciał odpowiadać na pytania, odmówił składania wyjaśnień, nie zgodził się na fotografowanie. Mariusz Deckert, dyrektor kancelarii prezydenta Lublina, oskarżony o złożenie korupcyjnej propozycji, stanął wczoraj przed Sądem Rejonowym w Lublinie.
Bliski współpracownik prezydenta Andrzeja Pruszkowskiego jest oskarżony o próbę przekupstwa. Zdaniem prokuratury, w czerwcu 2004 roku zaproponował związanemu z Ligą Polskich Rodzin Arkadiuszowi Robaczewskiemu 100 tys. zł łapówki. Robaczewski w zamian za te pieniądze miał wpłynąć na jednego z miejskich radnych LPR, Mieczysława Rybę. Wpłynąć tak, aby radny zagłosował za umożliwieniem wybudowania przez kielecką firmę Echo Inwestment hipermarketu na górkach czechowskich.
Początkowo lubelski sąd sprawę umorzył. Doszedł do wniosku, że Deckert tylko żartował. Taką decyzję uchylił Sąd Okręgowy, który nakazał urzędnika sądzić. W prokuraturze Deckert przyznał, że rzeczywiście rozmawiał z Robaczewskim. W restauracji i przy piwie. Ale żadnej korupcyjnej propozycji nie złożył. Mówił, że Robaczewski to alkoholik, a Ryba nie grzeszy inteligencją. W kolejnych wyjaśnieniach przyznał, że sam rozmawiając z Robaczewskim był pod wpływem alkoholu. Zażartował, że długi fundacji prowadzonej przez Robaczewskiego mogłoby spłacić Echo Inwestment. – To była taka intelektualna prowokacja – tłumaczył. – Arek źle mnie zrozumiał.
– Potwierdzam te wyjaśnienia – odparł wczoraj Deckert. – Nie podtrzymuję tylko ocen osób. To były emocjonalne
wypowiedzi.
Następna rozprawa w październiku. (er)