Pacjenci zapisani na rehabilitację są załamani. Od stycznia na Topolowej zabraknie rehabilitantów. Nowa spółka – powstająca po likwidowanej przychodni SP ZOZ – nie przewiduje usług w tym zakresie.
W sierpniu siedmiu pracowników rehabilitacji i fizjoterapii postanowiło utworzyć prywatną spółkę „Rehabilitacja”. Zatrudnienie w niej obiecano wszystkim pracownikom działu rehabilitacji likwidowanej przychodni publicznej. Jednak we wrześniu tylko cztery z tych siedmiu osób założyły spółkę.
– Zostałam na lodzie – ubolewa Joanna Jakóbczyk, technik fizjoterapii, pracująca w przychodni od 15 lat. – Zrobiono to za moimi plecami, bo nie opłacało im się mnie zatrudniać. Wyeliminowali jeszcze kilka osób.
Zgodnie z wytycznymi Narodowego Funduszu Zdrowia w poradni rehabilitacyjnej musi być zatrudniony lekarz i fizjoterapeuci, w tym magister rehabilitacji ruchowej lub magister fizjoterapii. Ale w nowej spółce nie ma żadnego magistra. – Zezwolenie na prowadzenie rehabilitacji zdobyli powołując się na moje kwalifikacje – twierdzi Wasylkiewicz. – Dałam swoje dokumenty. Teraz jestem niepotrzebna.
– Nie zatrudnimy ich, bo nie możemy im płacić z własnej kieszeni – twierdzi Beata Wrońska, technik fizjoterapii, współwłaścicielka nowej spółki. – I tak będziemy musieli pracować za darmo. Nie starczy nam na dojazdy do pracy. O utworzeniu sali rehabilitacyjnej nie ma mowy.
Nikt nie pomyślał o chorych. A na rehabilitację przychodzą pacjenci po operacji kręgosłupa, po wylewach, ze stwardnieniem rozsianym.
– Ta sala jest nam niezbędna – twierdzi Wiesława Kuryło, pacjentka ze stwardnieniem rozsianym. – Mieszkam w pobliżu. Nie mam zdrowia dojeżdżać na zabiegi.
Co na to właściciele nowej spółki? – Wiemy, że dla pacjentów to fatalne rozwiązanie – mówi Wrońska. – Ale sali nie będzie, bo przy tak niskim kontrakcie nie da się jej utrzymać. Wydłuży się również czas oczekiwania na zabiegi fizjoterapii.