Po licznych skargach obrażonych przechodniów, uliczny handlarz sprzed Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej został zwolniony przez swojego pracodawcę
- Szkoda mi starszych ludzi, których ten człowiek obraża - zadzwonił do naszej redakcji taksówkarz obserwujący to co się działo przy Centrum Onkologii.
Parkingowy z Centrum Onkologii potwierdza relację kierowcy: - Jest ich dwóch. Szczególnie jeden jest agresywny. Jak ludzie nie chcą kupić od niego aparatu, wyzywa, krzyczy. Raz zabierał się nawet do bicia - opowiada.
Codziennie, dwóch młodych mężczyzn z torbami ustawia się na ulicy przed wjazdem na teren ośrodka onkologicznego przy ul. Jaczewskiego. Zaczepiają przechodniów oraz rodziny idące odwiedzić bliskich. Sprzedają ręczne aparaciki na baterie do masażu. 20 złotych dwie sztuki. - Odwiedzam tu siostrę - relacjonuje kobieta, która wczoraj spotkaliśmy przy centrum. - Byłam zszokowana tym, jak kilka dni temu potraktował mnie jeden ze sprzedawców. Grzecznie odmówiłam kupna, mówiąc, że takie urządzenie już miałam i że nie jest nic warte. Ten pan był ordynarny, zaczął krzyczeć, że "głupia jestem”, itd. Zamierzałam zadzwonić na policję, ale zrezygnowałam. Tędy chodzą ludzie, którzy mają pełno zmartwień na głowie z powodu ciężkiej choroby bliskich. Trochę szacunku nam się należy.
Marcin Wolski, właściciel firmy Genue Spide w Lublinie potwierdza: - W ostatnich dniach wyrzuciłem go. Nie zależy mi na złej reklamie firmy i produktów.
Właściciel firmy potwierdza, że urządzenia kupuje tanio - po 4,70 zł za sztukę. A rozprowadza za 20 zł. - Za te cenę sprzedajemy dwa tzw. masażery. Co daje 10 zł za jedno urządzenie - dodaje. - Muszę przecież zarobić i opłacić pracowników.
Dyrekcja Centrum Onkologii nic nie wiedziała o handlowcach nagabujących pacjentów oraz ich rodziny. - Zaraz zarządzę by nasi ochroniarze wzmogli kontrole - obiecała Elżbieta Starosławska, dyr. COZL. - A jak nie pomoże, zadzwonię na policję.