Drożdżówka w sklepiku na uczelni? – Proszę bardzo. Dwa razy drożej niż w piekarni. Ksero w bibliotece? – Czemu nie. Ale za trzykrotnie więcej niż w innym punkcie. Bo, jak student musi, to i tak zapłaci.
– To nie jest problem uczelni – twierdzi Maciej Grudziński, kanclerz UMCS. – Każdy właściciel sklepiku chce zarobić jak najwięcej. I ma prawo do ustalenia swojego cennika. A nam nic do tego. Poza tym, każdy student ma prawo wyboru – dodaje. – I wcale nie musi kupować w sklepiku na terenie uczelni.
Jeszcze gorzej jest z cenami za ksero w uczelnianych bibliotekach. Tam studenci wyboru nie mają. I muszą kserować po znacznie wyższych cenach niż w innych punktach na miasteczku.
Tak jak Kasia, studentka filologii polskiej UMCS, którą wczoraj spotkaliśmy w uniwersyteckiej bibliotece. Przyszła po książkę, z której musi się uczyć do jutrzejszego kolokwium. Problem w tym, że z podręcznika można korzystać tylko w czytelni. Albo skopiować w punkcie ksero w bibliotece. Po 25 groszy za stronę, a więc trzykrotnie drożej niż gdziekolwiek indziej.
– No i co? Powiem wykładowcy, że nie umiem, bo skopiowanie książki było za drogie? – mówi Kasia. – Nie ma takiej możliwości. Więc muszę kserować. Nawet za ogromne pieniądze.
Niewiele lepiej jest na KUL. W uczelnianej bibliotece odbicie jednej strony kosztuje 20 groszy. – Przecież jakoś trzeba zarabiać – mówi bez ogródek pracownik punktu ksero w Bibliotece Głównej KUL.
Sprawą kserowania w bibliotece UMCS zainteresował się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. – Ustalamy koszty świadczenia tych usług u innych przedsiębiorców. Poprosiliśmy o informacje Urząd Statystyczny i Urząd Skarbowy – mówi Ewa Wiszniowska, dyrektor lubelskiej delegatury UOKiK. – Wtedy będzie można powiedzieć, czy ceny stosowane przez ten punkt mają swoje uzasadnienie.
– My też czekamy na zakończenie kontroli UOKiK – dodaje Tomasz Uliński, właściciel punktu w bibliotece UMCS. – Do tego czasu nie będę się wypowiadał.