Z MOPR przy ul. Glinianej w Lublinie można wynieść wyroki sądowe, akty urodzenia, zaświadczenia o zarobkach... Dokumenty złożone w tekturowych pudłach są dostępne dla wszystkich.
O bałaganie i zamieszaniu z dokumentami słychać także w kolejce przed MOPR. – W ogóle się z nami nie liczą. Gubią dokumenty, a my później musimy donosić zaświadczenia, które już kiedyś dostarczaliśmy – mówi kobieta.
Sprawdziliśmy. Bez problemu dotarliśmy do dokumentów szczegółowo opisujących sytuację materialną i prawną klientek MOPR. Teczki leżały na stołach w sali na pierwszym piętrze, gdzie kłębił się tłum zdenerwowanych kobiet. Ktoś ciągle wychodził i wchodził. W pokoju był tylko jeden pracownik urzędu. Zajęty nawet nie zwrócił uwagi, że przeglądamy akta.
Dyrektor MOPR Antoni Rudnik winą za bałagan przy dokumentach obarcza niezdyscyplinowane kobiety, petentki urzędu. – Z tymi paniami jest bardzo ciężko rozmawiać. Wielokrotnie prosiliśmy, aby czekały przed salą. Ale nie, muszą wejść do środka. No i wpychają się tam, gdzie nie powinny.
Po naszej interwencji dyrektor obiecał zainteresować się sprawą. – Zwrócę uwagę pracownikom, aby bardziej pilnowali akt – zapewnia Rudnik. – Wywiesimy także kartkę, aby kobiety wchodziły pojedynczo, a nie całą chmarą. Wtedy jeden urzędnik będzie zajęty jedną klientką. Ale wątpię, czy nasza prośba coś zmieni.