Ludzie w pośpiechu pakowali dobytek. Niektórzy wyszli bez niczego. Na razie nocują w hotelu, a miasto szuka im nowych mieszkań.
Dom zaczął pękać w wtorek w południe. - A o godz. 19 wszystko już strzelało - opowiada Beata Kurowska z parteru. - Największe szczeliny są właśnie u nas.
- Ewakuujemy wszystkich lokatorów - informuje Grzegorz Kaproń z miejskiego sztabu kryzysowego. Głuchą kobietę z pierwszego piętra ratowali strażacy. - Nie słyszała wezwań do opuszczenia domu. Weszliśmy do niej przez balkon - mówi Michał Badach ze straży pożarnej.
Nie wszyscy chcieli iść. - Dzieci wygoniłem. Ja zostaję - mówi Czesław Staniec. Ale dał się namówić. - Zdążyłam wziąć tylko najważniejsze rzeczy. Reszta została - płacze Kurowska. - Stale strzeżemy zostawionego mienia - uspokaja Witold Laskowski z lubelskiej policji.
Ewakuowani trafili do hotelu Podzamcze. - Na tyle, ile będzie trzeba. Od rana będziemy szukać im mieszkań - mówił w nocy Paweł Fijałkowski, zastępca prezydenta.
- Mamy już cztery lokale. W przyszłym tygodniu będą kolejne dwa lub trzy - zapewniał wczoraj po południu Mirosław Kalinowski z Urzędu Miasta.
- Nic nie wskazywało, że do tego dojdzie - twierdzi Dariusz Kopciowski z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków, który nadzoruje kamienicę wpisaną do rejestru zabytków. - Być może woda podmyła fundamenty - przypuszcza Stanisław Fic, zastępca prezydenta.
Nocą nie udało się określić dlaczego mury pękają. - Jest za ciemno na oględziny. Ale to groźne pęknięcia - mówi Urszula Sieteska, wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego.
Szczeliny wciąż rosną. Wczoraj w południe pojawiły się też na kolejnej ścianie. - Ciągle słychać łomoty i znów odpadł kawałek muru - mówi strzegąca domu policjantka.
- Rzeczywiście, północno-zachodni narożnik może runąć - potwierdza Jacek Bogusz z nadzoru budowlanego. - Szykujemy decyzję o wyłączeniu z użytkowania części budynku.
Sprawę badają śledczy. - Było zagrożone życie mieszkańców. Doprowadzenie do takiej sytuacji to przestępstwo - mówi Michał Blajerski, szef Prokuratury Rejonowej Lublin-Północ. - Ustalimy, kto miał zapewnić bezpieczeństwo ludziom i ich mieniu oraz sprawdzimy, czy ten obowiązek wypełnił.
Kamienica jest własnością prywatną. Lokatorzy twierdzą, że od lat prosili o remonty. Na próżno. Z nami współwłaściciel domu nie chciał rozmawiać. - Nie udzielam żadnych wywiadów - mówi.
Ewakuowanymi zajmuje się opieka społeczna. - Siedmiu rodzinom zapewniliśmy gorące posiłki - mówi Antoni Rudnik, szef Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. - Jesteśmy gotowi do dalszej pomocy.