Z trzech osób, które dostały się w ubiegłym roku w Lublinie na aplikację notarialną - dwie to bliscy krewni notariuszy. Podobnie u adwokatów. Połowa przyjętych w niektórych naborach
to ludzie spokrewnieni z członkami palestry. W przypadku obu grup
to znacznie więcej niż średnia krajowa w ostatnich latach.
W raporcie, do którego dotarł Dziennik, korporacje prawnicze musiały wyliczyć, ilu z przyjętych na aplikacje to krewni notariuszy, radców prawnych i adwokatów. Raport powstał na zlecenie sejmowej Komisji do spraw Ustawy o Adwokaturze. Posłowie przygotowują nowe przepisy, które mają zmienić reguły naboru na prawnicze aplikacje. - Te dane świadczą, że o przyjęciu do zawodu decyduje zasada popierania swoich krewnych - uważa Marcin Gomoła ze Stowarzyszenia FairPlay, które walczy o równe dla wszystkich zasady dostania się na aplikacje. - A trzeba dodać, że dane wyliczają tylko najbliższą rodzinę.
O tym, że egzaminy są rzetelne zapewnia Jacek Rzączyński, prezes Rady Notarialnej w Lublinie. To samo twierdzi Stanisław Esteich, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Lublinie. - Nie było przyjęć po znajomości - zapewnia. - Jedyne kryterium to wyniki egzaminów. Przecież nie można dyskryminować dzieci adwokatów, jeśli uzyskały odpowiednią liczbę punków.