Pod koniec kwietnia znany będzie przepis na radziwiłłówkę, czyli zdrową drożdżówkę, przeznaczoną do sprzedaży w szkołach. Jej wypiekiem będą mogły zająć się piekarnie w całym kraju. Jednak za ten przywilej będą musiały zapłacić
W tym roku szkolnym ze sklepików dla uczniów wycofano słodycze i napoje gazowane. Kanapki przestały ociekać majonezem, a ze szkolnych stołówek zniknęła sól. Wszystko za sprawą rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia, które na liście produktów zakazanych umieściło nie tylko chipsy i czekoladki, ale także cukier i białą mąkę – składniki chętnie kupowanych przez dzieci drożdżówek. Zmianę przepisów oprotestowali ajenci sklepików, którzy masowo zwijali swoje biznesy, a także sami uczniowie, którzy przestali odwiedzać szkolne sklepiki.
Śmieciowym jedzeniem w szkołach ministerstwo zajęło się więc ponownie. Od września mają obowiązywać nowe przepisy. Na razie wiadomo jedynie, że nie będzie w nich już zaleceń, jak przygotowywać posiłki, ale informacje o tym, czego nie wolno stosować.
Zanim to się stanie, już pod koniec kwietnia poznamy przepis na radziwiłłówkę (nazwa pochodzi do Konstantego Radziwiłła, ministra zdrowia – red.), drożdżówkę opracowaną przez Radę Promocji Żywności Prozdrowotnej, która spełni wymogi obowiązującego dziś rozporządzenia.
– To będzie produkt o obniżonej kaloryczności – zapewnia Adam Bogacz, przewodniczący rady. – W tej chwili trwają jeszcze prace nad poprawą jej barwy. Drożdżówka produkowana będzie z wieloma owocowymi nadzieniami.
Prace nad recepturą ciągną się od miesięcy, bo produkt ma być nie tylko zdrowy i smaczny, ale musi też dobrze wyglądać. Dużo czasu zajęło ekspertom m.in. ustalenie, czy lepiej zaprezentuje się ciastko z nadzieniem dodanym przed, czy już po wypieku.
– Przepis na drożdżówkę zostanie udostępniony wszystkim zainteresowanym piekarniom. Wypiekane przez nich radziwiłówki będą mogły posługiwać się znakiem „Produkt Prozdrowotny RPŻP” – tłumaczy Bogacz. – Dzięki temu wyróżnią się na konkurencyjnym rynku.
Firmy, które zgłoszą się po recepturę, będą weryfikowane przez stowarzyszenie. – Nie możemy pozwolić, by ktoś produkował ciastko, które nie spełni naszych norm i negatywnie wpłynie na postrzeganie marki – wyjaśnia przewodniczący Bogacz. Piekarnie będą musiały też za przepis zapłacić. Ile? Na razie nie wiadomo.