Bolesław F., adiunkt Akademii Medycznej w Lublinie, został oskarżony o łapownictwo. Choć jego macierzysta uczelnia wie o sprawie, na razie nie odsunęła naukowca od pracy ze studentami.
Dr Bolesław F. dorabiał prowadząc zajęcia w Wyższej Szkole Społeczno-Przyrodniczej w Lublinie.
29 lutego zażądał od dziesięcioosobowej grupy studentów zaocznych drukarki za 2 tys. zł, a od ośmiu studentów dziennych dyktafonu cyfrowego za 1600 zł. Za te prezenty obiecał zaliczenie z biochemii. Studenci zaczęli już nawet zbierać pieniądze. Ale jeden z nich zawiadomił dziennikarzy i sprawa się wydała.
Studenci obciążyli wykładowcę w prokuraturze. Bolesławowi F. postawiono zarzuty. Kilkakrotnie informowaliśmy o tym we wrześniu. Wykładowca nadal jednak prowadził zajęcia. Akademia Medyczna twierdziła, że nie odsunie go od pracy, bo prokuratura nie zawiadomiła jej o wynikach śledztwa.
Wczoraj poinformowaliśmy rzecznika AM o oskarżeniu pracownika uczelni przez lubelską prokuraturę. – O niczym nie wiem – dziwił się Włodzimierz Matysiak, rzecznik prasowy Akademii Medycznej. – W najbliższym czasie rektor zapozna się z treścią aktu oskarżenia. Wtedy podejmie decyzję w sprawie zawieszenia pracownika w czynnościach nauczyciela akademickiego.
Adiunkt twierdził w prokuraturze, że żadnych łapówek nie żądał. Utrzymywał, że cała sprawa może być wywołana przez jakiegoś studenta, który chciał mu dokuczyć. Będzie odpowiadał z wolnej stopy. Prokuratura nakazała mu zapłacić 5 tys. zł kaucji. Chciała też odsunąć go od zajęć ze studentami, ale sąd uchylił ten zakaz.