Po 64 latach od zakończenia wojny część poniemieckich zbiorów zalega w magazynach niczym makulatura – alarmuje była bibliotekarka Biblioteki Uniwersyteckiej KUL. – Chętnie je komuś oddamy – odpowiada dyrekcja biblioteki.
– Należy zrobić wszystko, aby niemieckie dzieła kultury nie ulegały dalszej destrukcji poprzez przebywanie w skrajnie złych warunkach – podkreśla kobieta. I dodaje, że o sprawie już została poinformowana Ambasada Niemiec.
Chodzi o książki, które trafiły na KUL w latach 40. i 50. z Dolnego i Górnego Śląska – z bibliotek, które przejęła Polska po przesunięciu granic. Łącznie do Lublina przyjechało ok. 130 tys. pozycji. – Te, które zostały uznane za wartościowe i są w dobrym stanie, włączyliśmy do naszych zbiorów – mówi ks. dr Tadeusz Stolz, dyrektor Biblioteki Uniwersyteckiej KUL.
– Pozostałe trafiły do naszego księgozbioru dubletów i zbiorów zbędnych – dodaje dyrektor. – To kolejne wydania pozycji, które mamy w głównych zbiorach, książki w złym stanie albo mało wartościowe.
Księgozbiór mieści się w magazynie przy ul. Konstantynów (na Poczekajce) w Lublinie. – Rzeczywiście, kiedyś to był magazyn budowlany – przyznaje ks. dr Stolz. – Ale budynek został kilka lat temu gruntownie wyremontowany.
Sprawdziliśmy. W magazynie jest sucho i czysto, a książki leżą na schludnych regałach. – Jakiś czas temu nasi pracownicy przygotowali opisy kilku tysięcy z leżących w magazynie niemieckich pozycji. Wysłaliśmy je do antykwariuszy do Niemiec – mówi Stolz. – W odpowiedzi przyszło zamówienie na… 18 sztuk.
– Jeśli Ambasada Niemiec będzie zainteresowana, chętnie je oddamy – podkreśla ks. dyrektor. – Podobnie, jak każdej innej instytucji, która się do nas zgłosi i będzie chciała je przejąć.
Wczoraj próbowaliśmy się skontaktować z ambasadą, ale nie dowiedzieliśmy się, czy wezmą księgozbiór. Do sprawy wrócimy.