W piątek wieczorem na ścieżce rowerowej przy rzece Bystrzyca na Wrotkowie radny Tomasz Pitucha został zaatakowany przez dzika. W wyniku upadku podczas ucieczki samorządowiec doznał obrażeń i trafił do szpitala.
Do zdarzenia doszło w piątek ok. godz. 20. Radny, mieszkaniec Wrotkowa, był akurat na spacerze z psem. Szedł ścieżką w pobliżu rzeki Bystrzyca, niedaleko ul. Janowskiej i Rąblowskiej. Znajdował się ok. 400 metrów od swojego bloku, gdy zauważył dzika.
- Biegł prosto na mnie, więc zacząłem uciekać. Biegłem najszybciej, jak mogłem, ale dzik cały czas się zbliżał. Biegł wyraźnie szybciej, niż ja. Gdy wydawało mi się, że mnie dogania, odwróciłem się, po czym straciłem równowagę i wywróciłem się. Zacząłem krzyczeć, próbując go odstraszyć. Udało się, bo dzik zawrócił i zniknął - relacjonuje lubelski samorządowiec.
Radny pozdzierał kolana, łokcie i dłonie, stłukł okulary, a jego kurtka i spodnie przedarły się w kilku miejscach. Poszkodowany zadzwonił na numer alarmowy 112, a następnie został przekierowany do dyżurnego policji. Mundurowi zaproponowali poturbowanemu transport do szpitala, ale radny odmówił. Stwierdził, że uda się tam samodzielnie. - Na SOR byłem do północy. Okazało się, że nic poważnego się nie stało. Mam tylko stłuczenia, żadnych złamań - przyznaje.
Problem obecności dzików na obrzeżach Lublina nie jest nowy. Te widywane są zarówno na znajdujących się na południu miasta Wrotkowie, czy Zemborzycach, jak i na północnej części Czechowa.
- Przez dwa lata pisałem do prezydenta miasta interpelację w sprawie zagrożenia dla mieszkańców ze strony watah dzików. Bezskutecznie - napisał w internecie radny Pitucha. - Dzików w Lublinie jest coraz więcej, odłowów nie ma, a stosowane pułapki feromonowe nie przynoszą rezultatów. W ciągu roku złapał się na nią zaledwie jeden dzik przy kosztach rzędu 40 tys. zł - wylicza samorządowiec.
- Jeśli miasto nie poradzi sobie z tym problemem, to może warto przynajmniej ostrzec same dziki montując im tabliczki z napisem "uwaga ludzie" - ironizuje radny. Jak dodaje, ulicami, gdzie widywane były już całe watahy dzików dzieci chodzą do szkoły (nr 30). - Zagrożenie jest poważne - podkreśla.