Kilkadziesiąt drzew wycięli robotnicy na zaniedbanym placu przy ulicy Szewskiej. Mimo że nie mieli na to zgody.
Wszystko działo się na dość rozległym i niezagospodarowanym placu pomiędzy ul. Szewską a brzegiem rzeki Czechówki. Robotnicy pojawili się tu tydzień temu.
Uzbrojeni w piły zaczęli karczować drzewa, krzewy i suche chaszcze. Pracowali do piątku, bo tego dnia na miejsce przyjechały służby ochrony środowiska zaalarmowane przez jednego z mieszkańców.
Inspektor z magistratu sporządził dokładną dokumentację fotograficzną. A urzędnicy zaczęli szukać pozwolenia na wycinkę tych drzew. - To jest teren znajdujący się w strefie ochrony konserwatora zabytków i to on mógł wydać zgodę na usunięcie drzew - mówi Józef Piotr Wrona, kierownik Działu Zieleni w lubelskim Urzędzie Miasta. - A on takiego pozwolenia nie wydawał.
Bez zgody nie można wycinać drzew, które mają więcej, niż pięć lat. Nawet, jeżeli są to samosiewy. Wyjątkiem są drzewka owocowe, które na terenie miasta można usuwać bez ograniczeń.
To, ile z kilkudziesięciu wyciętych drzew ma więcej niż 5 lat ustali biegły powołany przez Urząd Miasta. Za każde nielegalnie usunięte drzewo miasto naliczy karę zależną od wieku i gatunku drzewa. W sumie właściciel terenu może zapłacić nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych kary.
Jutro właściciel nieruchomości ma stawić się w Wydziale Ochrony Środowiska. Tylko z jego udziałem będzie można przeprowadzić wizję lokalną na miejscu wycinki.
- W innym przypadku mógłby zaskarżyć naszą decyzję do Samorządowego Kolegium Odwoławczego i sprawa byłaby dla nas z góry przegrana - dodaje Wrona.
Teraz na pustym placu przy Szewskiej nie dzieje się nic. Po robotnikach nie ma już śladu. Pozostały tylko sterty drewna przygotowanego do wywiezienia.