Zdaniem policji przedsiębiorstwo miesięcznie traciło około 50 tys zł. Trudno jednak oszacować dokładne straty, jakie poniosło lubelskie MPK. – To zależy, jaką przyjmiemy cenę legalnego biletu miesięcznego zakupionego w kasie firmy – mówi Jacek Miłosz, prezes MPK Lublin.
Dystrybucja biletów odbywała się w ściśle zamkniętym gronie. Nieoficjalnie mówi się jednak, że dotyczyła ona aż 6 tys. osób. – Kontrolerzy „upłynniali” je przede wszystkim znajomym – wyjaśnia prezes. – Ci z kolei swoim znajomym. W ten sposób powstała świetnie zorganizowana siatka odbiorców. Dystrybutorzy mieli zwykle numer kontaktowy „klienta”. Znali także okres ważności fałszywego biletu. Kiedy kończyła się ważność, dzwonili i „organizowali” przedłużenie. Jeżeli „klient” nie zapłacił, siatka dokładnie wiedziała kogo przyłapać.
Wczoraj z naszą redakcją skontaktował się świadek jednej z „podejrzanych” kontroli biletowych. – Jeżdżę autobusami MPK od wielu lat. Pewnego razu do autobusu oprócz kontrolerów, których znam z widzenia, weszli także kontrolerzy zupełnie mi obcy. W portfelu obok biletu miesięcznego miałem wysuniętą fotografię żony. Kontroler wpatrywał się jedynie w zdjęcie obok. W pewnym momencie podszedł do niego kolega. To nie ten, powiedział. I dali mi spokój – opowiada nasz świadek.
Spośród 53 kontrolerów, z 26 została zerwana umowa o pracę w trybie natychmiastowym.
Akcję kontroli przeprowadzono 9 listopada. – Musieliśmy zatrzymać to w tajemnicy do ostatniej chwili – mówi oficer pionu gospodarczego KWP w Lublinie.
Zatrzymano kilkudziesięciu pasażerów, którzy posługiwali się sfałszowanymi biletami. Najstarszy bilet pochodził z września 1999 roku. Można zatem przyjąć, że od tego momentu zaczął się proceder.