Jazzowe granie, zwłaszcza dwóch ostatnich grup w ramach imprezy "Wschodnie dźwięki - Muzyczne smaki Europy”, okazało się ponad siły lubelskich słuchaczy. Z ok. 500 osób, które były na początku, została do końca mniej więcej jedna dziesiąta.
Przy czym zaprosić artystów z Ukrainy, Litwy, Białorusi i Polski, a zatem z krajów dziedziczących unijną tradycję. A scenę ustawić na dopiero co wyremontowanym, pięknym zamkowym dziedzińcu, który jest na tę porę roku znakomitym miejscem na koncerty.
Wasilewski ze znawstwem wprowadził też publiczność w jazzowe klimaty, jakie dla niej przygotowano. Tym razem był w o wiele lepszej formie niż dwa dni wcześniej na placu Litewskim przed operą "Straszny dwór”.
Był drobny kiks. Zanim muzycy białoruskiego tria Port Mone zaczęli grać, musieli uporać się z nieprzygotowaną do koncertu aparaturą. Kto trzymał kciuki za powodzenie ich walki, w nagrodę dostał hipnotyzujące dźwięki z pogranicza jazzu i folku, grane na akordeonie, bębnie i gitarze basowej.
Jako drudzy wystąpili Litwini Kriste & West Coast Project. Wykonali przyjemną dla ucha wokalno-instrumentalną fuzję soulu, funku i jazzu doprawioną delikatnie narodowym folklorem.
Polskę reprezentowało trio P.K.P., którego nazwa została utworzona od pierwszych liter imion muzyków - łodzianina Piotra Gwadery, lublinianina Karola Gadzało i wrocławianina Piotra Łyszkiewicza.
Perkusista, kontrabasista i saksofonista odpłynęli w swój freejazzowy kosmos. Kiedy kończyli, publiczność liczyła już nie więcej niż 50 osób. Ostatni zespół (ukraiński z niemiecką domieszką) nie utrzymał do końca swojego występu nawet tej liczby słuchaczy.
Ciekawa, ale trudna - mocno rozimprowizowana, awangardowa - muzyka, okazała się ponad siły lubelskich słuchaczy.
Chyba więc trochę przesadzono z ambitną stylistyką programując ten poczwórny koncert. Można było na koniec zaplanować jakąś komunikatywniejszą i popularniejszą grupę od Yatoku. Wtedy finał byłby równie okazały frekwencyjnie jak początek.
Najważniejsze jednak, że udało się wreszcie zrobić niezły koncert na dziedzińcu zamkowym, na którym przed laty odbywały się podobne imprezy, a potem zostały zarzucone. To doskonałe miejsce.