Doktor Wojciech Kosikowski, jak wielu innych jego kolegów, nie poszedł wczoraj do pracy do szpitala przy al. Kraśnickiej w Lublinie. Pielił grządki, kosił trawnik. W tym samym czasie dziesiątki osób bezskutecznie starały się o wizytę u specjalistów. Wczoraj lekarze rozpoczęli bezterminowy strajk.
Przed okienkiem kilka osób. Zdezorientowanych, niezadowolonych, oburzonych. Rodzice przyszli z dziećmi na wizyty i badania. Ale nic z tego. - Jestem oburzona. Na badanie EEG syn był zapisany w styczniu - mówi Wiesława Staszewska, mama 15-latka. - Strajk nie powinien się odbijać na pacjentach. Nie tylko lekarzom jest źle. Ja jestem bezrobotna.
Pani Barbara pcha wózek. Jej półtoramiesięczny synek ma wadę serca. Czeka go druga operacja. - Mam skierowanie do foniatry na pilne badanie słuchu, niezbędne przed zabiegiem. Nie przyjmuje? To co ja mam zrobić? - Łzy się kręcą w oczach bardzo młodej mamy.
- Niech pani idzie na izbę przyjęć. Tam, w razie czego, przyjmują dyżurni - radzą w rejestracji.
Roczna córeczka Anny Guz cierpi na chorobę krwi. - Dziecko czeka na chemioterapię - denerwuje się matka. - Ostatnio nie mogłam się doprosić wyników badań, bo strajkowali. Teraz też strajkują. Moje dziecko nie jest psem ani kotem, żeby nim tak pomiatać.
- Nie mamy sygnałów o zakłóceniach w strajku - mówi dr Janusz Spustek, przewodniczący Związku Zawodowego Lekarzy na Lubelszczyźnie.
Pracują normalnie przychodnie lekarzy rodzinnych oraz przychodnie specjalistyczne nie mieszczące się przy szpitalach.