Poseł Arkadiusz Bratkowski na telefony w swoim biurze poselskim wydał w ubiegłym roku 36 183 zł! Za takie pieniądze można rozmawiać bez przerwy przez 215 dni. Kto za to wszystko płaci? Oczywiście, my wszyscy.
Każdy poseł otrzymuje co miesiąc
10 000 zł na prowadzenie swojego biura poselskiego. Z tych pieniędzy opłaca m.in. czynsz, telefon, przejazdy służbowe czy korespondencję. Jednak posłowie nie muszą wydawać wszystkich pieniędzy.
Do kancelarii Sejmu wpłynęły już wszystkie rozliczenia posłów za ubiegły rok. Niestety, nasi przedstawiciele do oszczędnych nie należą. Marian Kwiatkowski z Samoobrony na podróże służbowe wydał aż 57 tys. zł. Za takie pieniądze można 400 razy pojechać samochodem do Warszawy
i z powrotem. – Muszę tyle jeździć, bo mam rozległy okręg wyborczy – tłumaczy się poseł Kwiatkowski.
Robert Luśnia z Ruchu Katolicko-Narodowego na telefony wydał 16 tys. zł, na przejazdy służbowe 20 tys., a na korespondencje aż 15 tys. zł. To i tak lepiej niż w 2002 r., kiedy za znaczki i koperty zapłacił ponad 23 tys. zł!
– Mam dwóch pracowników, którym muszę płacić. Co miesiąc wydaję też ok. 1500 zł na benzynę – tłumaczy poseł Arkadiusz Kasznia z SLD.
Dlaczego aż tyle? – Muszę jeździć po swoim okręgu i do Warszawy, na posiedzenia Sejmu.
Poseł Socjaldemokracji Polskiej, Jan Byra, na podróże swoje i swoich pracowników wydal ponad 30 tys. – Miesięcznie robię 1500 km. Dziennie jest to 50 km i to wcale nie jest dużo – tłumaczy poseł. – Mógłbym sobie oczywiście poradzić wydając mniej pieniędzy, ale wtedy rzadziej odwiedzałbym swoje biura poselskie i wyborców.
Radomir Wiśniewski