Tuż przed 20.00 salka Centrum Duszpasterstwa Młodzieży
zaczyna zapełniać się wolontariuszami. Robią herbatę, kanapki, odgrzewają zupę.
Potem runda po mieście - dworce PKP i PKS oraz noclegownia przy ul. Młyńskiej. To "Gorący patrol”- prowadzona trzeci rok z rzędu akcja na rzecz osób bez dachu nad głową.
Pomysł zrodził się trzy lata temu w Centrum Duszpasterstwa Młodzieży Archidiecezji Lubelskiej, gdy na początku zimy informowano o pierwszych śmiertelnych ofiarach mrozów. Ulicami miasta wyruszył pierwszy patrol z termosami. Szybko okazało się, że najwięcej bezdomnych koczuje na Dworcu Głównym PKP. Dlatego tam właśnie skierowali pomoc.
Każdy "Gorący patrol” to cztery albo pięć osób, w tym przynajmniej jeden mężczyzna. Wśród jeżdżących na dworzec są studenci, nauczyciele, lekarze i księża. Wolontariusze rekrutują się z Centrum Duszpasterstwa Młodzieży i organizacji, które działają w jego obrębie: Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, Centrum Wolontariatu i Stowarzyszenia Novo Millennio. Ktoś ustawia stolik, ktoś inny zwołuje amatorów herbaty.
Od 11 grudnia wolontariusze mają swój stolik na dworcowym korytarzu, dzięki pozwoleniu dyrektora Ryszarda Tracichleba, odpowiedzialnego na lubelskiej kolei za budynki dworcowe. Na stoliku mogą rozkładać kanapki i herbatę, położyć bandaże i maść na odmrożenia. Herbata, kanapki i apteczka są zawsze. Czasem potrzeba jeszcze ciepłego swetra, skarpet lub czapki. Kilka razy trzeba było kogoś z dworca zawieźć na pogotowie.
- Jeżdżę tam, żeby pomóc, po prostu - mówi Aneta Biedrzycka, wolontariuszka. - Nie do mnie należy ocena czy jest to pomoc skuteczna. Lepiej przecież pomóc choć trochę niż wcale.
Potrzebujący pomocy to głównie mężczyźni, w większości po czterdziestce. Piją, więc nie mogą spać w schronisku czy noclegowni. Czasem - ale to rzadko - mają dom, jednak nie są w stanie go ogrzać. Na dworcu siedzą w hali głównej, w poczekalni. Jest stała grupa kilkunastu osób, w sumie, z przyjezdnymi, ok. 30, w tym kilka kobiet. Najwięcej bywa ich w niedziele. Dzienny ośrodek wsparcia dla bezdomnych jest nieczynny w weekendy, więc wtedy dochodzą też ci, którzy w ciągu tygodnia mają się gdzie podziać.
- Bezdomni reagują na nas pozytywnie - kontynuuje Biedrzycka. - Nie trzeba się ich bać, bo oni czekają na naszą pomoc i przyjmują ją.
"Gorący patrol” nie jest programem wychodzenia z bezdomności. Do zmiany życia potrzeba dobrej woli i własnego działania. Dwie osoby dzięki pomocy wolontariuszy mają miejsce w schronisku. Jedna z najmłodszych osób na dworcu, siedemnastoletnia narkomanka, pojechała na detoks. Pięć osób - czterech mężczyzn i kobieta - podjęło próbę wyjścia z alkoholizmu; zgłosili się do szpitala w Abramowicach. Każdy decyduje za siebie.
Herbata i kanapki będą na dworcu do ustąpienia mrozów.