– Nie będziemy zabierać dzieci do domu – postanowili rodzice harcerzy z Lublina, którzy zagubili się w poniedziałek w Beskidach (pisaliśmy o tym wczoraj). Pięciu chłopców nie zdołało samodzielnie wrócić z górskiej wędrówki. Jeden z nich zasłabł po drodze. Na pomoc wezwali GOPR i Straż Graniczną.
Wczoraj rzeszowskie kuratorium rozważało zamknięcie obozowiska w Wisłoku Wielkim. – Czekamy na wniosek sanepidu lub straży pożarnej – poinformowała wczoraj Jadwiga Kaźmierczyk. Dziś ma zadecydować o losach schroniska.
Chłopiec, który trafił w poniedziałek do szpitala, jest już w schronisku ze swoimi kolegami. – Cała piątka czuje się dobrze – mówi Konrad Konefał, komendant Lubelskiej Chorągwi ZHR. – Dlatego nie było potrzeby, aby wracali do domu. Tym bardziej że zimowisko potrwa jeszcze tylko do piątku.
Sprawą akcji ratunkowej harcerzy zajęła się policja w Sanoku. Szczegóły postępowania będą znane pod koniec tygodnia.
Dziś wiadomo tylko, że schronisko, w którym przebywali harcerze, nie miało aktualnej karty kwalifikacyjnej obiektu. Pracownicy kuratorium nie stwierdzili innych nieprawidłowości.