Artyści, którzy promowali Lubelszczyznę w Brukseli nie wzięli za swoje występy ani grosza. Sponsorów wigilii było bez liku. A mimo to Urząd Marszałkowski wydał na imprezę aż 40 tysięcy złotych.
Na liście artystów, którzy wystąpili w Brukseli są członkowie zespołu obrzędowego z Bukowej, teatr poezji i piosenki z biłgorajskiego domu kultury, biłgorajski Chór Męski „Echo" i osoby związane z Fundacją Kresy 2000 oraz Stefan Szmidt i Alicja Jachiewicz-Szmidt.
- Przygotowaliśmy spektakl i wystąpiliśmy za Bóg zapłać - twierdzi Maryla Olejko, szefowa działu artystycznego w Biłgorajskim Centrum Kultury, która wraz z 35 innymi osobami odegrała w Brukseli polską wigilię. Wyrozumiale potraktował organizatorów imprezy także właściciel lubelskiej restauracji „Koncertowa", który przygotował i urządził wigilijny bankiet w Brukseli. - To tajemnica handlowa, ale dałem marszałkowi kilkudziesięcioprocentowy rabat - mówi Jerzy Wójcik, niezwykle zadowolony z brukselskiej wigilii. - Można by ją powtórzyć - przekonuje.
Na co zatem wydano 40 tys. zł? - Sama delegacja z Urzędu Marszałkowskiego była spora. Oprócz dwóch członków Zarządu Województwa, do Brukseli pojechało pięciu radnych. Do tego pracownicy i dyrekcja Departamentu Współpracy Zagranicznej i Przedsiębiorczości. To musiało kosztować - wyjaśnia jeden z uczestników imprezy.
Bankiet przygotowano na 500 osób, gości było 350. Zjedli dziesięć rodzajów potraw z ryb, siedem rodzajów - choć to wigilia - mięsnych. Była fasola z miodem, kutia i sześć gorących przekąsek. Były też podniosłe momenty. Wszyscy goście zaśpiewali z nami kolędę „Lulajże Jezuniu". - Nasza wigilia tak się podobała, że przedstawiciele innych województw uradzili, że w przyszłym roku też coś takiego zrobią - chwali się Waldemar Jakubaszek, wicemarszałek województwa.
Ale nie wszyscy byli zadowoleni. - Wigilia była bardzo wystawna - ocenił jeden z eurodeputowanych. - Tyle, że nie przyniosła zamierzonego skutku, bo nie było na niej obcokrajowców. Sami swoi. To chyba nie jest najlepsza promocja Lubelszczyzny, bo taką można było zrobić w Polsce. Byłoby taniej.
Podobnie twierdzą radni. - Kierunek rozwoju Lubelszczyzny pod rządami obecnej ekipy jest gastronomiczno-rozrywkowy - mówi Konrad Rękas. - Ale wychodzą ze słusznego założenia, że radny nakarmiony i napojony, zwłaszcza za granicą i na koszt podatnika, jest mniej awanturujący się na sesjach.