Są już znane wyniki kontroli w Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Lublinie. Kieruje nim od siedmiu lat Jacek Gallant,
Czarne chmury zebrały się nad głową Gallanta, kiedy władzę w województwie przejęła koalicja PiS-PO. W połowie roku WUP prześwietliła kontrola. Dziś widzieliśmy jej wyniki.
Według kontrolerów, Gallant zapłacił za pracę 50 pracownikom mniej niż powinien.
Choć urząd powinien był wypłacić im kilkadziesiąt tysięcy złotych, to nie znalazł na to pieniędzy. Miał za to 120 tys. zł na nagrody dla 80 pracowników. Kilka osób dostało nagrody w wysokości 3,5 tys. zł. To nie wszystko. Kontrolerzy oprotestowali też m. in. wysyłanie pracowników na zagraniczne szkolenia niezgodne z ich kompetencjami.
- Wyniki kontroli powinien przeanalizować departament prawny i po tygodniu, dwóch zaproponować dalsze kroki. To oni są ekspertami, a moje wypowiedzi mogą być odbierane jako polityczne działania - stwierdza Krzysztof Grabczuk (PO), członek zarządu, odpowiedzialny za nadzór nad WUP.
Jacek Gallant nie chciał dziś przez telefon komentować zarzutów. Stwierdził, że zrobi to, kiedy przyjdziemy do niego z pełną dokumentacją kontroli.
W obronie szefa WUP występowali już jego partyjni koledzy. We wrześniu Izabella Sierakowska i Krzysztof Szydłowski (oboje z Socjaldemokracji Polskiej) rzucali gromy na władze województwa. Poszło przede wszystkim o poszerzenie składu Wojewódzkiej Rady Zatrudnienia, której opinia była niezbędna do odwołania Gallanta. - W ten sposób chcą zdobyć przewagę i usunąć Gallanta. Łamią prawo, bo skład rady jest ustalany raz na cztery lata i zmieniany tylko w wyjątkowych okolicznościach - Krzysztof Szydłowski (SdPl) grzmiał o "nepotyzmie, kolesiostwie i kadrowym prymitywizmie”.