W święta Wielkanocy jajko to ścisła czołówka naszego jadłospisu. Ale i na co dzień nimi nie gardzimy. Skąd właściwie biorą się jajka?
Kury na fermach mieszkają w pochyłych klatkach. Dlatego zniesione jajko swobodnie stacza się na taśmociąg. Stąd windą jedzie na główny ciąg. Łączą one wszystkie kurniki. Tą drogą jajka trafiają do pakowalni. - Możemy spakować nawet 25 tysięcy jaj w ciągu godziny - tłumaczy Małgorzata Dudkowska, współwłaścicielka "Fermy Drobiu w Turce” pod Lublinem.
Jajko wjeżdża do pakowalni, gdzie jest poddawane wstępnej selekcji. Brudne, krzywe i pęknięte odpadają. Reszta jedzie dalej. Czeka na nie fotokomórka. - Ona steruje pistoletem natryskowym, który wykonuje nadruk - tłumaczy Dudkowska.
"Podpisane” jajka dzielone są potem wedle wielkości i trafiają do pudełek. I to wszystko tylko wydaje się takie proste. - Unia narzuciła nam ostre rygory. Kury są systematycznie badane przez weterynarzy - mówi Dudkowska.
I chociaż na podlubelskiej fermie produkuje się 120 tys. jaj dziennie, to nasz region potęgą w tej dziedzinie nie jest. W tej kategorii nie dobiliśmy nawet do średniej krajowej. Za to jemy ich całkiem sporo. - W ciągu dwóch ostatnich dni sprzedaliśmy ok. 4 tys. wytłaczanek po 30 jaj każda - mówi nam Jarosław Moc, dyrektor lubelskiego "Reala”.
To oznacza 120 000 jaj.
O takiej sprzedaży nie może marzyć Mariusz Siejko, właściciel "Małego Zoo” w Niemcach. Po pierwsze, jego jajko kosztuje 60 zł. Po drugie gotuje się aż półtorej godziny. A po trzecie: to jajo strusia. - Ale w smaku jest bardzo podobne do kurzego - mówi Siejko.
Są jeszcze jaja kur wiejskich. Do dostania np. u gospodarza. Czy są lepsze? - Przy dzisiejszej metodzie żywienia i odpowiednim dawkowaniu składników paszowych jajka z fermy są równie dobre, co jajka od zwykłych, wiejskich kur - wyjaśnia Jan Sławomirski, wojewódzki lekarz weterynarii w Lublinie. - Poza tym, to nie wiadomo gdzie i co je wiejska kura. Więc jaja z fermy są na pewno bezpieczniejsze.
A skąd wiadomo, które jajka są świeże? - Wystarczy włożyć je do garnka z wodą - mówi Tomasz Wdowiak, kucharz z Grand Hotelu Lublinianka. - Nieświeże się unoszą.
A świeże idą na dno.