Ćwierć miliona złotych zarobił w zeszłym roku prezes MPK Lublin. Jeszcze więcej znalazło się na koncie szefa wodociągów. Z kolei szef MOSiR ma prawie 700 tys. zł w papierach wartościowych. Czego jeszcze można się dowiedzieć z oświadczeń majątkowych za 2017 rok złożonych przez prezesów miejskich spółek z Lublina?
Co drugi prezes miejskiej spółki może się pochwalić większymi dochodami, niż sam prezydent Lublina. Na konto Krzysztofa Żuka trafiło w zeszłym roku 290 tys. zł i nie były to wyłącznie pieniądze z Ratusza, bo stosunek pracy łączył prezydenta także z Wyższą Szkołą Ekonomii i Innowacji. Żuk dostawał również honoraria z tytułu praw autorskich.
>>> Zarobki prezesów miejskich spółek w Lublinie - szczegóły w galerii
Więcej niż prezydentowi uzbierało się np. szefowej spółki ciepłowniczej LPEC - Jolancie Jańczak. W miejskiej firmie, którą od ponad dwóch tygodni już nie kieruje, zarobiła w zeszłym roku 255 tys. zł, ale nie był to jej jedyny dochód. Jednocześnie pobierała też emeryturę z ZUS, której przez rok – jak wynika z oświadczenia – uzbierało się ponad 55,5 tys. zł, co daje ponad 4,6 tys. zł miesięcznie. Dostawała również pieniądze ze spółki PGE Obrót.
Obrotny był też prezes spółki MOSiR zarządzającej stadionem Arena Lublin, centrum pływackim Aqua Lublin i innymi miejskimi obiektami sportowymi. Jacek Czarecki łączył to z zasiadaniem w radzie nadzorczej MPK Lublin i prowadzeniem wykładów na UMCS, a wśród jego zajęć było też członkostwo w radzie nadzorczej Motoru Lublin, choć akurat tutaj pracował za darmo. Praca przekłada się na oszczędności: w samych papierach wartościowych wykazał niemal 700 tys. zł.
Najmniej na przyszłość odłożył Grzegorz Siemiński, prezes firmy zarządzającej m.in. cmentarzami komunalnymi, szaletami i kilkoma budynkami w ścisłym centrum. Oszczędności szefa LPGK to niecałe 13 tys. zł, 125 dolarów i 20 euro. To mały ułamek tego, co odłożyli szefowie MPK (298 tys.), czy LPEC (276 tys. zł). Dla porównania: całe oszczędności prezydenta Żuka to 20 tys. zł. Domu już nie ma, podarował dzieciom.