Czy decyzje Ratusza pogrzebią sprawną rodzinną firmę? Ratusz uznał, że tuż obok warsztatu samochodowego może stanąć blok, choć wyziewy z lakierni raczej nie spodobałyby się nowym lokatorom. Prezydent ma teraz poszukać wyjścia z tej sytuacji.
Chodzi o sąsiednią działkę, należącą do jednego z lubelskich deweloperów. - Pojawił się tu w 2006 r., niedługo potem dostał od miasta warunki zabudowy - opowiada Banaszek. Ostatecznie we wrześniu ubiegłego roku Rada Miasta uchwaliła plan zagospodarowania terenu okolic dawnego obozu na Majdanku, w którym to planie zapisano, że na działce sąsiadującej z warsztatem może powstać blok mieszkalny.
Takie sąsiedztwo mogłoby być problematyczne ze względu na hałas o różnych porach dnia i nocy (bo Banaszkowie mają tu i pomoc drogową) jak też chemikalia używane m.in. w lakierni. Właściciele warsztatu powołują się na opinię rzeczoznawcy do spraw ochrony środowiska, który stwierdził, że opary i wyziewy z jego firmy sięgają wysokości drugiego piętra i rozciągają się na szerokość kilkunastu metrów.
- Interesy większych zwyciężają nad mniejszymi, a naszą rolą powinno być to, żebyśmy dbali o interesy wszystkich ludzi - mówi Stanisław Brzozowski, miejski radny PiS. - Czy nie można byłoby zabezpieczyć jakoś interesów pana Banaszka, żeby on mógł dalej prowadzić swoją działalność? - pyta Piotr Dreher, radny PO.
- Nikt nie dyskutuje z tym, że właściciel warsztatu w tej sytuacji ma prawo do rekompensaty, ale on nie chce rekompensaty, tylko chce móc dalej prowadzić tu swoją działalność - mówi prezydent Lublina. - Oczywiście wariant najdalej idący to procedura zmiany planu - dodaje. Na wariant łagodniejszy nie ma jeszcze pomysłu.
Właściciel warsztatu ma sprecyzowane oczekiwania: - Uchylenie planu - mówi Banaszek.
Jeśli nie uda się znaleźć rozwiązania, a radni odrzucą wezwanie przedsiębiorców, otworzy im to drogę do dochodzenia swoich praw przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym.