Mieszkańców Czubów zalegających z czynszem czekają niemiłe wizyty. Spółdzielnia wynajmuje windykatorów, bo dłużnicy nie chcieli płacić po dobroci. Nie skorzystali nawet z możliwości odpracowania zaległego czynszu. Chociaż w innych spółdzielniach chętnych nie brakowało.
Wcześniej spółdzielnia próbowała po dobroci: rozkładanie długu na raty, zamiany mieszkania na mniejsze. Dłużnikom proponowała odpracowanie zaległości przy malowaniu klatek schodowych. Apel spotkał się z marnym odzewem. W os. Ruta ogłoszenia zawisły niedawno po raz drugi. I nic. – A kto by chciał z miotłą latać, żeby sąsiedzi palcem wytykali – pyta pan Adam, jeden z dłużników.
– My to już przerabialiśmy. Bardzo drogo nas to kosztowało, a jakość robót była żadna – mówi Jan Gąbka, prezes Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Czynszu nie płaci tam prawie 8 proc. lokatorów. Kasa spółdzielni nadal czeka na zaległe 4 miliony zł. Niektórzy mieszkańcy oferują swoją pracę. – Ale większość myśli, że do malowania ścian wystarczy im wiedza, gdzie jest trzonek od pędzla. Dlatego nie można u nas odpracowywać zaległości czynszowych.
– Dobry malarz zarabia dobre pieniądze i ma na czynsz. A zgłaszają się w większości ludzie z niskimi kwalifikacjami. To, że ktoś kiedyś pomalował pokój babci, nie oznacza, że poradzi sobie z pomalowaniem klatki schodowej. Źle farbę rozrobi, krzywo pomaluje i nie daj Boże jeszcze spadnie z drabiny – mówi Marian Koziński, prezes spółdzielni. Dlatego dłużnikom powierza łatwiejsze prace. – Sprzątają, myją, malują ławki, pomagają przy pracach brukarskich, załadunku – wylicza prezes. Co dziesiąta rodzina zalega tam z opłatami. A roczny dług z tego tytułu sięga miliona złotych. Mieszkańcy odpracowują ok. 130 tys. zł rocznie.
W spółdzielni im. Nałkowskich warunki są twarde: praca przez trzy miesiące po osiem godzin dziennie. Bywa, że długi dziadków niezdolnych do wysiłku fizycznego odpracowują ich wnuki.