Aferę z pobieraniem nienależnych dopłat za dowóz uczniów rozpracowuje prokuratura i Centralne Biuro Antykorupcyjne. Pod lupą agentów znalazły się firmy przewozowe i gminy z całego regionu.
Agenci CBA zapukali m.in. do urzędów w Wólce Lubelskiej, Garbowie i Kamionce. Zażądali dokumentacji przetargowej i umów z przewoźnikami z ostatnich kilku lat, dotyczącej dowozu dzieci do szkół.
Chodzi o wielkie pieniądze. Urząd Marszałkowski przyznał w latach 2007–2008 po ok. 40 mln zł dopłat rocznie do ulgowych biletów. W ub. roku pieniądze trafiły do blisko 60 przewoźników. Potentaci mogli dostawać nawet 250–300 tys. zł miesięcznie. Jeszcze w ubiegłym roku urzędnicy marszałka wpadli na trop przewoźnika, który jeździł w okolicach Lubartowa i Puław i mógł brać nienależne lub zawyżone dofinansowanie.
Jak wygląda mechanizm zdobywania dopłat na dowóz uczniów?
– Staję do przetargu i daję cenę, po jakiej nie opłaca się jeździć, np. poniżej 2 zł za kilometr. Wygrywam, bo większość gmin patrzy tylko na cenę. Proszę też gminę o zezwolenie na regularny przewóz, podpisuję umowę i drukuję dzieciakom miesięczne bilety. Muszę mieć te dokumenty, żeby dostać drugie tyle dopłaty z Urzędu Marszałkowskiego – ujawnia nam jeden z przewoźników. Prosi o anonimowość.
Proceder trwał latami, bo gminy zaoszczędzały na przewozie uczniów, a przewoźnicy odkuwali się dzięki dotacjom z Urzędu Marszałkowskiego. Tracili podatnicy. – Szacuję, że rocznie w ten sposób rozchodzi się ok. 10 mln zł, które można by sensownie wydać, np. na ulgi dla studentów – mówi przewoźnik.
– Wydawaliśmy zezwolenia na regularny przewóz. Jeśli w busach jest wolne miejsce, kierowca zabiera też pasażerów z przystanków – stwierdza Stanisław Jedut, wójt gminy Kamionka.
– System jest chory i nieprzejrzysty. Nie wierzę, żeby komuś opłacało się wozić dzieci za tak małe pieniądze. Przewoźnicy liczą na dopłaty – przyznaje Kazimierz Firlej, wójt Garbowa. Jednak wydaje zezwolenia na regularne przewozy. – Nie mam innego wyjścia, dostałem wniosek z rozkładem jazdy i cenami biletów.
– Jeśli gmina płaci za dowóz dzieci, dopłata przewoźnikowi się nie należy – podkreśla Michał Tyburek, zastępca dyrektora Departamentu Mienia, Infrastruktury i Inwestycji w UM. I pyta: Na jakiej podstawie gminy żądają miesięcznych biletów, a przewoźnicy je wystawiają, skoro dzieci nie kupują biletów? Jak w tej sytuacji może obowiązywać cennik?
Wójtowie – gdyby chcieli – mogliby od ręki załatwić problem. Wykupić miejsca dla dzieci w kursowych autobusach lub napisać w przetargu, że dowóz uczniów jest okazjonalny, a nie regularny.
Znasz mechanizm wyłudzania publicznych pieniędzy? Napisz do nas:
alarm24@dziennikwschodni.pl