Zakończył się kolejny proces Roberta B. Prokurator odpowiadał przed sądem za nieumyślną utratę broni. W marcu tego roku został uznany winnym. Zaskarżył ten wyrok, domagając się ponownego procesu.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Apelacje od wyroku Sądu Rejonowego Lublin-Zachód wnieśli zarówno sam Robert B., jak i jego obrońca.
– Proces był nierzetelny – przekonywał podczas wczorajszej rozprawy przed Sądem Okręgowym w Lublinie mec. Bogusław Wróblewski. – Świadczy o tym sposób prowadzenia postępowania, w tym oddalanie istotnych wniosków dowodowych. Ustalenia sądu są sprzeczne z treścią dowodów.
Proces dotyczy wydarzeń z lutego 2006 r. Robert B. został wówczas powołany na szefa Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie. Świętował awans ze znajomymi. Tego samego dnia, w niewyjaśnionych do tej pory okolicznościach przepadł jego pistolet i 22 sztuki amunicji. Glock i naboje miały leżeć w szafie pancernej, w gabinecie prokuratora. Robert B. przekonywał, że ktoś je stamtąd ukradł.
– Nie można wykluczyć włamania i kradzieży – przypomniał w środę przed sądem mec. Wróblewski.
Robert B. został oskarżony o nieumyślne naruszenie przepisów regulujących zasady przechowywania broni, nieostrożne postępowanie z nią i pozostawienie w miejscu, gdzie mogła dostać się w niepowołane ręce. W pierwszym procesie Robert B. został uniewinniony. Sąd odwoławczy uchylił ten wyrok i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. W marcu tego roku Sąd Rejonowy Lublin-Zachód uznał Roberta B. za winnego, ale odstąpił od wymierzenia kary. Nakazał jedynie prokuratorowi zapłacenie 4 tys. zł na Fundusz Pomocy Poszkodowanym i Pomocy Postpenitencjarnej oraz pokrycie 1,8 tys. zł kosztów postępowania.
– Nie ma dowodów, by broń została skradziona z szafy. Nikt postronny nie pozostawał sam w gabinecie. Nikt również nie wszedł tam pod nieobecność prokuratora – uzasadniał marcowy wyrok sędzia Bernard Domaradzki. Z ustaleń sądu rejonowego wynikało, że Robert B. najprawdopodobniej zgubił glocka.
– Postępował z bronią w sposób niezgody z prawem – zaznaczył sędzia Domaradzki. – Nie miał w domu odpowiedniej kasety lub sejfu. Pistolet trzymał na szafce, a kiedy przychodzili goście, w sypialni.
W swoich apelacjach, Robert B. i jego obrońca przedstawili cały szereg argumentów. Jednym z nich jest fakt, że sąd pierwszej instancji prowadził postępowanie pod nieobecność oskarżonego. Robert B. zachorował przed rozprawą, na której sam miał zadawać pytania policjantowi i paserowi, do którego mógł trafić zaginiony pistolet. Mają o tym świadczyć m.in. niejawne materiały z prokuratorskiego śledztwa.
– Sąd przesłuchał świadków nie zapoznając się z tymi materiałami. To ja miałem zadawać pytania, bo mam większą wiedzę na ten temat. Może to paser jest złodziejem – sugerował w sądzie Robert B.
Prokurator domaga się utrzymania rozstrzygnięcia z pierwszej instancji.