Zawodnicy uczestniczący w obozie sportowym pod Kielcami pobili swojego kolegę. Wychowawcy widzieli to zajście, ale nie reagowali. A teraz sami będą siebie z tego rozliczać.
Obóz sportowy w podkieleckich Mąchocicach Scholasterii zorganizowała lubelska Akademia Karate. Wyjechało tam czterdzieścioro dzieci.
Ostatniego wieczora na obozie odbył się „chrzest”. – Dzieci ustawiły się w szpaler i pasami od kimon biły się po pośladkach – informuje Paweł Sieczkowski z policji w Kielcach. Niektórzy bili bez umiaru. 16-latek wrócił do Lublina mocno poturbowany. Jego matka powiadomiła policję.
– Postępowanie prowadzi posterunek w Masłowie. Ale przesłuchania świadków odbywają się w Lublinie – mówi sierż. Izabela Grabowska, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Kielcach. Śledczy mają ustalić, czy wychowawcy wiedzieli o tych zabawach i czy w nich uczestniczyli.
Wychowawcy na piśmie potwierdzają, że widzieli cały „chrzest”. Ale zapewniają, że pomysł zorganizowania zabawy miał wyjść od dzieci.
Szef Akademii Karate bagatelizuje sprawę. – Może ktoś za mocno uderzył. A może ktoś miał zbyt delikatne ciało. Niepotrzebnie to rozdmuchano – mówi Andrzej Maciejewski, szef Akademii Karate. Jego zastępcą jest Daniel Iwanek, jeden z wychowawców obecnych na obozie w Mąchocicach. To on na koniec „chrztu” miał nadawać dzieciom „imiona”.
Akademia, tak jak wszystkie kluby karate w regionie, nadzorowana jest przez Lubelski Związek Karate Tradycyjnego. LZKT ma przeanalizować wydarzenia na obozie oraz wyjaśnienia wychowawców, także te złożone przez Daniela Iwanka. Kto ma rozsądzać sprawę? Zarząd LZKT. A konkretnie jego prezes... Andrzej Maciejewski i wiceprezes Daniel Iwanek.
Czy można być sędzią we własnej sprawie? Janusz Kawałko, rzecznik Polskiego Związku Karate Tradycyjnego nadzorującego LZKT, stwierdził, że osoby niezadowolone z ustaleń lubelskiego związku będą mogły wystąpić o ponowne zbadanie sprawy przez łódzką centralę PZKT.