Z taką wiadomością wrócił we wtorek z Warszawy Adam Borowicz, dyrektor LRKCh. – Za dwa minione lata mamy 130 milionów złotych straty – mówił wczoraj dziennikarzom. – Dług stąd, że w 1999 roku zakładano większe przychody ze składek na ubezpieczenie zdrowotne, niż faktycznie były. Ten rok zamkniemy stratą w wysokości 15 mln.
Według dyrektora na takie zadłużenie złożyły się: wzrost kosztów refundacji leków, zapłata za ponadlimitowe usługi wykonane przez szpitale w I kwartale tego roku oraz zwiększenie kontraktów dla szpitali klinicznych.
Trzeba więc zacisnąć pasa. Dyr. Borowicz zreformował już siatkę płac, zlikwidował premie, ryczałty samochodowe, redukuje zatrudnienie. Ale to za mało. Poczynione tym sposobem oszczędności dają niewiele, bo ok. 1–2 mln. Cięcia muszą więc być głębsze. Teraz w LRKCh jest 215 etatów. Na koniec roku będzie ich 205.
Czy pomoże plan naprawczy, który LRKCh ma zaprezentować UNUZ do 10 grudnia? Jego zarys jest już gotowy – do 2005 roku LRKCh będzie rokrocznie wygospodarowywać pewną kwotę na pokrycie strat z lat poprzednich.
– Przy założeniu, że składka zdrowotna utrzyma się na poziomie 7,75 proc., nasze przyszłoroczne przychody zwiększą się o 160 mln – dodaje Andrzej Kowalik, dyrektor Departamentu Finansowego LRKCh. – Dostaniemy o 91 mln więcej wyrównania niż w tym roku. Planujemy więc w następnym roku przeznaczyć 25 mln na pokrycie długów. Nie wiadomo, czy to się uda, bo są rzeczy, na które nie mamy wpływu, np. wzrost kosztów refundacji recept i brak działań restrukturyzacyjnych w szpitalach, w których stoją puste łóżka, a my za nie płacimy.
Jeżeli taki plan nie przypadnie do gustu UNUZ, do LRKCh wkroczy zarząd komisaryczny. Dyrekcja kasy chorych zapewnia, że trudności finansowe (ani ewentualny zarząd komisaryczny) nie będą miały wpływu na wysokości przyszłorocznych kontraktów, w przededniu podpisywania których są szpitale i przychodnie. – Zostaną zawarte zgodnie z planem finansowym uchwalonym jeszcze w ubiegłym roku – uspokaja dyr. Borowicz.