Mężczyzna ma złamane obydwie nogi, kilka żeber i odbite nerki. Tak urządził go syn. Choć sąsiedzi musieli wiedzieć o maltretowaniu ojca, nikt z nich nie zadzwonił na policję. I nic im za to nie grozi.
– Synalek bił ojca metrowej długości metalowym prętem – mówią policjanci. – Zaczął od stóp, a skończył na głowie. Kiedy ojciec tracił przytomność, to na chwilę przestawał. Potem zaczynał od nowa. Tortury zakończył uderzeniem ojca butelką w głowę.
Po godzinie oprawca sam zadzwonił na pogotowie. W mieszkaniu była jeszcze jego dziewczyna. Kazał jej cicho siedzieć. Ojciec w ciężkim stanie trafił na oddział intensywnej opieki medycznej. Przez cały czas jest poddawany dializie.
O zdarzeniu policja dowiedziała się od lekarza. Gdyby nie natychmiastowa pomoc, mężczyzna prawdopodobnie by nie przeżył. Nie można go było przesłuchać. Policjanci od początku podejrzewali o pobicie jego syna. Wczoraj został zatrzymany przez policjantów III komisariatu. Dzisiaj będzie przesłuchany przez prokuratora. Grozi mu do 10 lat więzienia.
– Mężczyzna chętnie opowiada o całym zajściu – twierdzą policjanci. – Nie okazuje żadnej skruchy. Ze szczegółami opowiada, jak maltretował ojca.
Powodem bestialskiego pobicia były rodzinne nieporozumienia. Dramat ojca trwał od dwóch lat. Sąsiedzi musieli niejednokrotnie słyszeć krzyki za ścianą. Nigdy nie poinformowali o tym fakcie policji. Ojciec sam też tego nie zgłaszał. Bał się.
Polskie prawo nie przewiduje karania osób, które nie reagują na przejawy przemocy.
– Istnieje „społeczny obowiązek” informowania organów ścigania o tego typu przypadkach, ale nie ma to sankcji karnej – wyjaśnia prokurator Marian Siejczuk, szef Prokuratury Lublin-Południe. – Z doświadczenia wiem, że najczęściej świadkowie niczego nie widzieli, niczego nie słyszeli. Nie chcą zeznawać. Kodeks postępowania karnego przewiduje karę więzienia do 3 lat za niepoinformowanie odpowiednich organów o takich przestępstwach jak terroryzm, zabójstwo lub przestępstwach zagrażających pokojowi lub ludzkości.
– To jest kwestia sumienia, a nie prawa – mówi podinsp. Bibianna Bortacka, rzecznik prasowy KWP w Lublinie. – Pamiętajmy jednak, że jeden telefon na policję, że u sąsiadów dzieje się coś złego, może zapobiec tragedii.
Ale nie wszyscy są nieczuli na cudzą krzywdę.
– Często dostajemy anonimowe telefony o przypadkach przemocy w rodzinie – mówi Elżbieta Konowałek, pedagog z Zespołu ds. Nieletnich i Patologii KMP w Lublinie. – Dzwonią sąsiedzi lub znajomi osób, które są maltretowane. Każdy sygnał dokładnie analizujemy. Staramy się spotkać z tymi osobami i wspólnie znaleźć rozwiązanie.