Bakterię Borrelia burgdorferi, wywołującą groźną dla życia boreliozę, stwierdzono we krwi co drugiej osoby przebadanej w ostatnim tygodniu w Instytucie Medycyny Wsi. To oznacza,
że każdy, kogo ugryzł kleszcz, powinien czym prędzej udać się
do lekarza.
Jej zdaniem, każda ofiara kleszcza powinna być zbadana. Co prawda nie każde ugryzienie kończy się zakażeniem, ale też tylko u 60 proc. zakażonych występują widoczne objawy początkowej boreliozy. Reszta nie wie, że choruje, dopóki choroba nie przejdzie w niebezpieczne, przewlekłe stadium. W Wojewódzkiej Poradni Chorób Zakaźnych codziennie stwierdza się po 5–6 przypadków boreliozy. Żeby zrobić badania bezpłatnie potrzebne jest skierowanie od lekarza rodzinnego. Testy wykonuje także Instytut Medycyny Wsi w Lublinie, ale kosztuje to 100 zł.
– W tygodniu przychodzi do nas 30–40 osób ugryzionych przez kleszcze. Po wakacjach liczba badanych zwiększa się do 60 osób tygodniowo. U blisko połowy tych pacjentów stwierdzamy obecność przeciwciał we krwi – twierdzi Elżbieta Lebiodzka, laborantka z IMW.
Instytut bada nie tylko ofiary kleszczy, ale i same owady. Pracownicy zbierają je wiosną i latem w Dąbrowie pod Lublinem, Sobiborze (pow. Włodawa), Zwierzyńcu (pow. Zamość), Urszulinie (pow. Chełm) i Wandzinie (pow. Lubartów). – W ocenie zakażenia samych kleszczy krętkiem Borrelia wykorzystaliśmy bardzo czułą i swoistą metodę amplifikacji DNA – mówi dr Jolanta Chmielewska-Badora z IMW.
Tę metodę, zwaną w skrócie PCR, po raz pierwszy wykorzystano na Lubelszczyźnie w ubiegłym roku. Najwięcej kleszczy zebrano w Dąbrowie i Sobiborze. Zakażonych było 5–5,3 proc. Odsetek zakażonych kleszczy w Zwierzyńcu i Urszulinie wynosił 8,2–8,4. W Wandzinie zebrano najmniej tych owadów, ale aż 13,3 proc. osobników było zakażonych.