Abp Józef Życiński zabronił, by kierowany przez Ryszarda Bendera Klub Inteligencji Katolickiej w Lublinie używał w swej nazwie określenia „Katolickiej”. Bender nie zamierza podporządkować się woli metropolity. W obronie wyciąga teczki SB
Pismo zostało przesłane prof. Benderowi w ubiegłym tygodniu z zastrzeżeniem, że jeśli zarząd KIK nie podejmie odpowiednich działań, dekret zostanie ujawniony prasie 3 stycznia. Wczoraj upłynął termin i pismo trafiło do mediów.
Kuria zarzuca Benderowi m.in. zapraszanie na wykłady osób znanych z antysemickich i populistycznych wystąpień. Miał być wśród nich m.in. Dariusz Ratajczak, oskarżony o rozpowszechnianie tzw. kłamstwa oświęcimskiego – że cyklon B stosowano w obozach jedynie w celach dezynfekcji. Metropolita podkreśla również, że w KIK były pieniądze na spotkania z prelegentami głoszącymi zasady rażąco niezgodne ze stanowiskiem Kościoła, równocześnie zaś jedyna żywicielka rodziny została zwolniona z pracy w KIK pod pozorem braku funduszy.
– Ksiądz arcybiskup nie może nam zabronić używania tej nazwy – stwierdził wczoraj Bender na specjalnie zwołanej konferencji prasowej. – Nasz klub powstał w 1976 roku. Jest organizacją świecką i nie podlega pod prawo kanoniczne. Nas obowiązuje prawo o stowarzyszeniach.
Ale Mieczysław Puzewicz, rzecznik arcybiskupa, wyjaśnia: Wszystkie organizacje posiadające w swej nazwie przymiotnik „katolicki” podlegają arcybiskupowi.
Zdaniem Bendera, sprawa tak naprawdę ma inne tło. Chodzi o dr. Edwarda Balawajdera, dyrektora biura KIK, który w lipcu zeszłego roku został zwolniony z pracy – oficjalnie z powodów finansowych. O jego przywrócenie zabiegali ks. prof. Stanisław Kowalczyk i ks. prof. Janusz Mariański, członkowie zarządu KIK. Zagrozili, że jeśli Bender nie zgodzi się na powrót Balawajdera, oni także odejdą z klubu. Ponieważ prezes był nieugięty, księża ustąpili z zarządu. U metropolity lubelskiego złożyli zaś protest.
– Nie mogłem przywrócić Balawajdera do pracy nie tylko ze względów finansowych – mówi Ryszard Bender i oskarża: Okazało się, że Balawajder był tajnym współpracownikiem służb specjalnych. Mam na to dokumenty, które przekazał mi Instytut Pamięci Narodowej. I co bardziej mnie zasmuciło: pod pseudonimem „Witold” inwigilował nas także ks. prof. Stanisław Kowalczyk. Rozumiem więc, dlaczego broni Balawajdera. Poinformowałem arcybiskupa, że KIK od początku swego istnienia był „pod opieką” tajnych współpracowników. Ale przeszedł nad tą wiadomością do porządku dziennego.
– Trzymamy się tego, co powie stała komisja powołana do wyjaśnienia sprawy inwigilacji środowiska Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego – ucina rzecznik metropolity.
Co dalej z KIK? Dekret arcybiskupa mówi jasno: albo z nazwy klubu zostanie usunięty przymiotnik „Katolickiej”, albo członkowie KIK „wykluczą ze swego grona osoby, dla których sukces polityczny stanowi większą wartość niż kierowanie się zasadami etyki katolickiej”. Jeśli tych zmian nie będzie, w lutym dekret arcybiskupa zostanie odczytany we wszystkich kościołach Lublina.
Wczoraj nie udało nam się skontaktować z dr. Balawajderem.