Nieruchomość należy przekazać kupującemu dopiero wtedy,
gdy zapłaci całą umówioną kwotę. W przeciwnym wypadku można stracić – przynajmniej na jakiś czas – i nieruchomość, i pieniądze. Przekonały się o tym trzy siostry z Łęcznej
Kupujący – rodzina E. (inicjał zmieniony) – zapłacili 9 tys. zł zadatku, co potwierdził notariusz, i mieli do końca września ubiegłego roku zapłacić resztę. Ale do dziś tego nie zrobili,
co nie przeszkadza im mieszkać tam
do tej pory.
– Tłumaczą się, że nie mogą dostać kredytu – mówi pani Mirosława, jedna z sióstr. – Chciałyśmy oddać im ten zadatek, aby się wyprowadzili. Ale oni ciągle obiecywali, że się wywiążą z obietnicy...
– Naszą winą jest to, że wierzymy ludziom i dałyśmy im wcześniej klucze, aby sobie przygotowali mieszkanie – dodaje pani Bożena.
– Rozwiązałyśmy umowę z Zakładem Energetycznym, bo bałyśmy się sezonu grzewczego, to pani E. dotarła do samorządowców łęczyńskich, aby pomogli jej założyć podlicznik – opowiada pani Krystyna.
– Pani E. pokazała akt notarialny, wskazujący że jest w trakcie zakupu mieszkania – mówi starosta łęczyński Piotr Winiarski. – Okazało się, że
zostałem wprowadzony w błąd...
Zakład Energetyczny licznik założył i odpisał siostrom, że „..zgłosili się faktyczni użytkownicy budynku. Z uwagi na to, że brak energii elektrycznej uniemożliwiał prawidłową egzystencję wielodzietnej rodziny, zawarliśmy (...) umowę sprzedaży energii elektrycznej i świadczenia usług przesyłowych w systemie przedpłatowym”. I aby uspokoić je, zakład zaznaczył, że system ten nie obciąża ich konta.
– Miałem już przyznany kredyt, ale gdy w banku zobaczyli, że to współwłasność, to było po kredycie – wyjaśnia pan E.
– One wzięły nasze pieniądze,
nie mieszkamy więc za darmo...
Tymczasem siostry, ponaglone przez nadzór budowlany, musiały na własny koszt zlikwidować... zapełnione przez rodzinę E. szambo. Po jednej z ostrych wymian zdań z E., dzielnicowy zadzwonił do nich z pytaniem, dlaczego urządziły burdę i dlaczego nachodzą lokatorów.
– Za meble, węgiel z komórki, chodniki i firanki zapłacili nam 5 tys. zł, a teraz twierdzą, że to za mieszkanie – żalą się siostry załamane tym, że nikt im nie chce pomóc. Oskarżyły rodzinę E. o wyłudzenie. Ale sprawa została umorzona, bo policja i prokuratura
nie dopatrzyły się w postępowaniu E. znamion przestępstwa.
– Przedłożyli dokumenty, że starają się zapłacić brakującą połowę – mówi komisarz Mariusz Siegieda, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Łęcznej. – Strony zostały pouczone, że rozwiązania problemu można dochodzić na drodze powództwa cywilnego. Oczywiście, że ci państwo, którzy się wprowadzili,
są dzikimi lokatorami, ale
aby ich stamtąd usunąć, potrzeba wyroku eksmisji. Aby uniknąć takiej sytuacji, należy zawierać akt notarialny, zażądać całej sumy i dopiero wtedy udostępnić mieszkanie.
– Mogli znieść współwłasność i wtedy sprzedać – uważa pani E. – A tak musielibyśmy włożyć w to jeszcze jakieś 3 tys. zł. Eksmisji się nie boimy, będziemy walczyć do upadłego.
– A płacicie czynsz właścicielkom? – pytam.
– Nie, bo mają nasze pieniądze. 5 tys. zł za meble? Śmieszne, przecież to graty! My daliśmy już 14 tys. zł zadatku...