Ich mężowie pojechali na wojnę, a domy zostały zbombardowane. Zostały same z dziećmi. Są głodne i przerażone. Przeżyć pomagają im polskie zakonnice.
Korotycz, 14 kilometrów od Charkowa. To właśnie tam od trzynastu lat działa Dom Samotnej Matki, w którym pracują cztery siostry orionistki: Kamila, Renata, Lidia i Sabina. Wcześniej była to tylko praca. Od roku to heroiczne doświadczenie, bo to, co dzieje się na tych terenach od 24 lutego ubiegłego roku przerasta wyobrażenia ludzi, którzy nie doświadczyli wojny.
– Sytuacja jest naprawdę bardzo trudna. Województwo charkowskie to strefa działań wojennych. Wciąż też jest zagrożenie ostrzałami, rozlegają się odgłosy syren, trzeba udawać się do schronów lub piwnic. Dwa dni temu z rakiet C300 ostrzelana została sąsiednia dzielnica – relacjonują zakonnice.
W domu sióstr regularnie trzęsą się ściany. Często po ostrzałach nie ma światła. Czasem nawet przez kilka dni. Nie ma też internetu i kontaktu ze światem. To trudne doświadczenia. A doświadczają go nie tylko zakonnice. Dziś w prowadzonym przez nie domu mieszka 28 osób. To samotne matki i uchodźczynie z terenów wojny z dziećmi. Tu znajdują schronienie i utrzymanie. Orionistki jeżdżą też z pomocą do miejscowości, które były pod okupacją, a obecnie sąsiadują z terenami aktywnych walk.
– Ludziom, którzy przeżyli okupację bardzo potrzebne jest wsparcie i towarzyszenie. Wielu z nich mieszka w zrujnowanych domach albo u sąsiadów czy znajomych. Wiele osób straciło bliskich w tej wojnie, często w bardzo dramatycznych okolicznościach – mówią. – Większość z tych miejscowości jest pozbawionych prądu praktycznie od początku wojny. Wioski są zaminowane. Ludzie nie mogą zasiewać pól, chodzić do lasu, nad rzekę, bo wszędzie są miny. Ludzie tam są w zupełności uzależnieni od pomocy humanitarnej.
Co tydzień w ramach działalności Caritas siostry udzielają także pomocy około 450 dzieciom z Charkowa.
– Ludzie przez długie miesiące ukrywali się, a wręcz żyli w piwnicach. Dzieci są często wystraszone, z anemią, mają stany lękowe po tym, co przeżyły. Szkoły i przedszkola są nadal zamknięte i nie wiadomo, kiedy to się zmieni. Nie ma pracy, mieszkania często są zniszczone. Ludzie przeżywają wielkie dramaty. W swoich opowiadaniach często mówią o doświadczeniu głodu. Wiele osób żyje tylko dzięki pomocy humanitarnej, a jej jest coraz mniej – przyznają zakonnice.
Bo własne problemy i inflacja, z którą się zmagamy sprawiła, że coraz rzadziej mamy możliwość włączenia się w pomoc ofiarom wojny. Jeszcze raz zmobilizować nas do pomocy chce lubelska fundacja „Skakanka”.
– Wszystkim żyje się coraz trudniej, ale kiedy widzi się dramat kobiet i dzieci, którym pomagają siostry orionistki, nie można być obojętnym – podkreśla Tamara Rutkowska, prezeska „Skakanki”. To ona, na początku wojny w Ukrainie, organizowała rzeczową pomoc dla uchodźców i w Lublinie i za granicami kraju. To ona, tuż przed świętami Bożego Narodzenia zorganizowała akcję kupowania prezentów dla małych mieszkańców jednego z lubelskich domów dziecka. – Teraz chcemy zebrać i zawieść siostrom produkty spożywcze i siostry czystości. Musimy to zrobić jak najszybciej. To już nawet nie jest kwestia tego, z czego przygotują one święta, ale z czego wykarmią swoich podopiecznych w kolejnych dniach. Dlatego znów prosimy o wsparcie.
– Staramy się pomagać wszystkim, o których słyszymy, że tej pomocy potrzebują. Możemy to robić tylko dzięki temu, że ta pomoc dociera do nas z Polski. I będziemy mogły to robić tak długo, dopóki ona będzie docierać – przyznają siostry. Zakonnice proszą, żeby koniecznie dopisać, że są bardzo wdzięczne tym, którzy wciąż myślą o cierpiących ludziach i dzieciach na Ukrainie.
Pomoc finansową można przekazywać na portalu zrzutka.pl Pomoc dla Domu Samotnej Matki w Korotyczu. Środki higieniczne, żywność o przedłużonym terminie do spożycia oraz słodycze można też przynosić do naszej redakcji ul. 3 maja 18/2 od poniedziałku do piątku w godzinach 8-18 (w piątek, 7 kwietnia do godz. 13).