Już ponad rok trwa spór miasta z firmą prowadzącą prywatne szkoły. Miasto żąda od niej zwrotu 3 mln zł dotacji, które zdaniem urzędników zostały wykorzystane niezgodnie z przeznaczeniem. Firma nie daje za wygraną i twierdzi, że nic zwracać nie musi.
Kontrolerzy nie mieli zastrzeżeń tylko do tego, jak wydano 671 tys. zł, zażądali zwrotu całej reszty pieniędzy, co wraz z odsetkami zamknęło się kwotą 3 mln zł. I pod tym względem była to rekordowa kontrola spośród tych, które Ratusz przeprowadził w dotowanych przez siebie szkołach. Ale miasto do dziś nie zdołało odzyskać tych pieniędzy.
Spółka pobierała dotacje na swoje konto, a nie na rachunki szkół. Pieniądze były później przelewane między placówkami, co dla Ratusza nie było wystarczającym dowodem na to, że dotarły tam, gdzie trzeba. Zdaniem urzędników prawo wymagało, by to szkoła, a nie jej właściciel była pracodawcą dla nauczycieli, podatnikiem i podmiotem przyjmującym dotację. Kontrolerzy kwestionowali również wydatki na utrzymanie biura w Lublinie i reklamę swych szkół.
- Firma nie zgadza się z naszymi wnioskami i nie uznaje zasadności zwrotu ani złotówki z kwoty, której żądamy - mówi Beata Krzyżanowska, rzecznik Ratusza. I wyjaśnia, że firma uznaje wydatki na reklamę za prawidłowe i zgodne z przeznaczeniem dotacji, powołuje się też na inne orzecznictwo w sprawie kompetencji organu prowadzącego szkołę.
COSINUS nie zgodził się na zwrot pieniędzy i wystosował oficjalne pismo w tej sprawie.
- Wezwaliśmy kontrolowany podmiot do ponownego przedstawienia dokumentacji. COSINUS poprosił o przesunięcie terminu z listopada na luty i przychyliliśmy się do tej prośby. Potem konieczne okazały się dodatkowe wyjaśnienia. Dokumentacja wpłynęła w sierpniu - tłumaczy Krzyżanowska. Procedura trwa nadal, teraz Urząd Miasta musi przeanalizować 10 segregatorów z materiałami przekazanymi przez właściciela szkół.