Nie wiadomo, co się stało z pieniędzmi, które miały trafić do podstawówki przy Hiacyntowej jako prowizja za ubezpieczenie uczniów. Kontrola z Ratusza stwierdziła brak 10,5 tys. zł. Ten ubytek dyrektorka pokryła z własnej kieszeni wykładając... o kilka tysięcy za dużo.
Ratusz prześwietlał rozliczenia umów zawartych między Szkołą Podstawową nr 4 i ubezpieczeniową spółką PZU. Takie „umowy o współpracy” szkoła podpisywała w latach 2006-2014. Miała dostawać prowizję od polis.
Kontrola wykazała, że nie ma pewności, czy wszystkie pieniądze należne szkole faktycznie do niej trafiły. Brak było dowodów wpłaty prowizji za rok 2006 i 2012. Łącznie chodziło o prawie 10,5 tys. zł. Dyrekcja szkoły – jak czytamy w aktach kontroli – nie panowała nad tym „czy i kiedy [prowizje] zostały zapłacone, kto je przyjął i jak nimi zadysponował”.
– Operacje związane z podpisaniem umów nie były bowiem ujmowane w księgach rachunkowych, a wpłaty prowizji ewidencjonowano w sposób nie pozwalający na ustalenie ich kompletności – stwierdza w wystąpieniu pokontrolnym Anna Morow, dyrektor Wydziału Audytu i Kontroli w Urzędzie Miasta.
Na dowód bałaganu, kontrolerzy przytaczają następującą sytuację:
W 2013 r. główna księgowa szkoły (już tam nie pracuje) poinformowała, że brak jest prowizji za lata 2006-2012. Wtedy dyrektorka z własnej kieszeni wpłaciła pełną kwotę za te lata, a nie była to mała kwota, prawie 24 tys. zł. Później księgowa „znalazła” wpłaty za lata 2007, 2008 i 2010, a w czasie przygotowywania materiałów do kontroli „odnalazły się” jeszcze dwie, za lata 2009 i 2011.
Tym samym okazało się, że dyrektorka wpłaciła o 4,5 tys. więcej od kwoty ostatecznie brakujących wpłat. Co ciekawe, w szkole brak było jakichkolwiek dokumentów potwierdzających to, że dyrektorka wpłaciła wspomniane 24 tys. zł. Nie było ani raportu kasowego za listopad 2013 r., ani wyciągu bankowego. Dlaczego? Nie wiadomo.
Z dyrektorką szkoły nie udało nam się porozmawiać. W tym tygodniu jest na urlopie. Ratusz nie zdecydował się na to, by odwołać ją ze stanowiska. – Musielibyśmy stwierdzić złamanie prawa, a nie mamy uprawnień śledczych – stwierdza Beata Krzyżanowska, rzecznik Ratusza.