Korepetycje są rozchwytywane niczym świeże bułeczki. W Polsce korzysta z nich już co drugi uczeń. To finansowy ból głowy, a może o wiele szerszy problem?
Pierwszy semestr dobiegł już końca, uczniowie są w trakcie ferii, jednak nie dla wszystkich to czas odpoczynku. Połowa roku szkolnego zweryfikowała stan wiedzy, który nie dla wszystkich okazał się zadowalający. Im bliżej wystawienia ocen, tym więcej osób nerwowo szukało dodatkowego wsparcia w postaci korepetycji. Nauczyciele „po godzinach” coraz częściej stają się na wagę złota, ale żeby dostać się do tych najlepszych, trzeba było zaklepać terminy jeszcze przed rozpoczęciem wakacji. Największe zapotrzebowanie jest tradycyjnie na przedmioty egzaminacyjne – matematykę i język angielski.
Najdroższy angielski
Cena za lekcję języka angielskiego u nauczyciela akademickiego może wynieść nawet 200 zł. U native speakera może być jeszcze drożej. Podobnie jest z matematyką i językiem polskim. Ceny w przypadku tych dwóch przedmiotów wahają się od 60 do 150 zł. Wszystko zależy od poziomu nauczania, doświadczenia korepetytora, formy zajęć, a także lokalizacji.
Mniej biorą osoby uczące na poziomie podstawówek. Słono można natomiast zapłacić u nauczyciela przygotowującego do matury.
– Nasza córka jest w klasie maturalnej, być może pójdzie na prawo. Za polski, angielski, matematykę i WOS płacimy miesięcznie około 2000 złotych. Najdroższy jest WOS, bo mało kto przygotowuje do niego pod maturę. Normalnie za lekcję płacilibyśmy 160 złotych, ale że w tym samym czasie na zajęciach są trzy uczennice, to koszt takich zajęć wynosi 120 złotych. Ten korepetytor ma trzy grupy i w sumie kilkanaście osób. Raz w miesiącu robi dodatkową zbiórkę wszystkich swoich uczniów i wtedy lekcja wynosi 50 złotych – wyjaśnia jeden z rodziców.
Obawy przed maturą
Rok młodsze licealistki z Lublina z dodatkowych lekcji korzystają od początku szkoły średniej. Wiktoria i Ola są w 3 klasie na profilu biologiczno-chemicznym.
Wiktoria:
– Korepetycje z matematyki biorę od początków szkoły średniej, bo zawsze nie było mi z nią po drodze. Z dodatkowej chemii korzystam od ubiegłego roku, a teraz zastanawiam się jeszcze nad biologią. Za godzinne zajęcia płacimy z rodzicami od 70 do 100 złotych. Potrzebuję szczególnie dodatkowej godziny z matematyki, aby dobrze zrozumieć materiał. Szkoła nie da mi takiego indywidualnego podejścia.
Z kolei Ola chodzi na korki z chemii, biologii i angielskiego.
– Obawiam się trochę matury ustnej, więc wolę podszlifować język obcy. Poza tym, pisząc maturę, trzeba wstrzelić się w klucz. Nauczyciele na korkach przygotowują mnie do tego, z czym mogę się spotkać za rok w maju – przyznaje, licząc, że dobrze zdana matura zapewni jej wymarzoną przyszłość.
– Chciałabym pójść na studia lekarskie lub na psychologię, Nie planuję jednak wyjazdu z Lublina, ponieważ mamy tu uczelnie, które według mnie równie dobrze przygotują do tego zawodu. Druga kwestia to koszty utrzymania, które mogą się okazać nie do przeskoczenia w innym mieście – zauważa Ola.
Dla tych, których koszty korepetycji u doświadczonych nauczycieli są nazbyt przytłaczające, alternatywą mogą być zajęcia u studenta. Tych ofert jest całkiem dużo, ale nie ma się co dziwić. Lublin to w końcu akademickie miasto. Ceny w tym przypadku zaczynają się nawet od 35-40 złotych.
– Korepetycji udzielam właściwie od początku studiów – mówi Magda, studentka geografii. – Do Lublina przyjechałam z niewielkiej miejscowości i pomimo wsparcia rodziców, nie jest łatwo. Początkowo pomagałam młodszym dzieciom w odrobieniu lekcji, a teraz jestem w stanie przygotować je do egzaminów z części humanistycznej, matematyki, czy języka angielskiego. Chętnych nie brakuje, widzę, że potrzeby są duże, a moje ceny nie są wygórowane – przyznaje.
Zapracowani rodzice
Co drugi rodzic planował na początku roku szkolnego wysłać swoje dziecko na korepetycje – tak wynika z badania instytutu IBRIS dla Santander Consumer Bank. Według wyliczeń może to uszczuplić domowy budżet o ponad 4 tysiące złotych do końca czerwca. Jak już jednak wiadomo, niektórzy wydadzą tyle w o wiele krótszym czasie. Oprócz finansowego bólu głowy pozostaje pytanie, po co w ogóle te korepetycje? Wydaje się, że szkoła powinna w zupełności odpowiadać na potrzeby swoich podopiecznych.
– Czasami korepetycje są potrzebne, jeśli uczeń zachorował, miał gorszy czas, albo czegoś nie dosłyszał. Wtedy mówimy o takiej pomocy doraźnej – wyjaśnia nauczyciel jednej z lubelskich podstawówek.
I jak dodaje:
– Widzę jednak, że jest coraz większa grupa zapracowanych rodziców, która zamiast zająć się dzieckiem, to zdecydowanie bardziej woli wynająć korepetytora. Dzięki temu mają fachową pomoc, bez uszczerbku na własnych nerwach i cennym czasie. Problem jest jednak znacznie bardziej złożony. Jeden z uczniów powiedział mi ostatnio, że przez zachowanie swoich kolegów z klasy nie jest w stanie nawet klasówki spokojnie napisać. Są tacy, którzy skutecznie potrafią zakłócić lekcję. Nauczyciel w takiej sytuacji całą swoją energię musi poświęcić na uspokojenie grupy. A gdzie w tym miejsce na merytoryczną naukę? – zastanawia się nasz rozmówca.
Do tego dochodzi trudna sytuacja pedagogów. Pensje nauczycieli w Polsce są jednymi z najniższych w Europie. Czy podwyżki sprawią, że nauczyciele już nie będą musieli dorobić?
– Ta podwyżka nie zrekompensuje nam nawet podatku inflacyjnego z ostatnich lat. Była taki moment, że nauczyciel dyplomowany zarabiał prawie średnią krajową. Teraz otrzymuje niewiele ponad minimalne wynagrodzenie. Chętnych do udzielania korepetycji nie powinno więc zabraknąć w najbliższym czasie.