Dwóch mężczyzn w nocy z poniedziałku na wtorek dzwoniło w Lublinie na policję, straż pożarną i pogotowie. Zgłaszali pożary, zasłabnięcia i podłożenie bomby w szpitalu przy al. Kraśnickiej.
Do akcji ruszyli strażacy, jednak pożaru nie było. Kilka minut później powiadomiono o bombie w szpitalu. – Powiedział, żebyśmy robili swoje, bo wielu ludzi może ucierpieć. Po chwili ta sama osoba zadzwoniła pytając, czy już działamy. Na pytanie, gdzie jest bomba, odpowiedział,
że nie powie. I że więcej
nie będzie mówił, żebyśmy go nie namierzyli – relacjonuje Starko.
Namierzanie nie było potrzebne. Zgłoszenia są rejestrowane. Wyświetla się też numer telefonu. Strażacy skontaktowali się z policją. – Do szpitala pojechało kilka patroli. Mieli wstępnie sprawdzić i zabezpieczyć teren – mówi Kamil Kowalik, rzecznik KMP w Lublinie. – Były też telefony na pogotowie o zasłabnięciu kobiety i na komisariat z prośbą o interwencję. Oczywiście fałszywe alarmy.
W mieszkaniu, z którego dzwonili żartownisie, policjanci zatrzymali dwóch mężczyzn w wieku 22 i 23 lat. Mieli odpowiednio 3,00 i 2,61 alkoholu w wydychanym powietrzu. Staną przed sądem. Grozi im do 5 tys. zł grzywny i trzy lata więzienia.