Na Lubelszczyźnie w tym roku utopiły się już 42 osoby. Prawie tyle co w całym ubiegłym roku. Powód? Głównie alkohol i beztroska. W dodatku mamy tylko 43 starszych ratowników, którzy mogą samodzielnie strzec bezpieczeństwa wypoczywających
Ratownikowi grozi grzywna do 5 tys. zł. Poniesie również konsekwencje ze strony WOPR.
– To na szczęście sporadyczne przypadki – mówi Stefan Erd, kierownik biura ZW WOPR w Lublinie. – Z tym panem już na pewno nie będziemy współpracować.
Na Lubelszczyźnie jest 43 starszych ratowników. Jest ich z roku na rok mniej. Tylko oni mogą samodzielnie strzec bezpieczeństwa. Pozostali pracują tylko w ich obecności. – Doszło do sytuacji, że basen przy ul. Łabędziej w Lublinie może być zamknięty, bo nie możemy znaleźć chętnego w gronie starszych ratowników – tłumaczy S. Erd. – Wielu z nich ma już swoje lata, poza tym sporo wyjechało na wakacje.
W lipcu utonęło na Lubelszczyźnie już 9 osób. Do wielu wypadków dochodzi na tzw. dzikich kąpieliskach. – Każdego roku pojawiają się nowe – mówi S. Erd. – Ludzie wykorzystują każde miejsce do kąpieli. Potem dochodzi do tragedii.
Według ratowników najniebezpieczniejszym miejscem jest Wisła, która w tym roku pochłonęła już 5 ofiar. Przyczyna? – 95 proc. to alkohol – tłumaczy Jacek Pędrak, ratownik lubelskiego WOPR. – Do tego dochodzi brak wyobraźni i brawura.
Ratowników bulwersuje też postawa niektórych opiekunów, którzy swoją lekkomyślnością igrają z życiem podopiecznych – przedwczoraj nad zalewem w Krasnobrodzie kilkuletnie maluchy pływały w wodzie bez opieki.
– Przed kilkoma laty nauczycielka nie doliczyła się dzieci wsiadających do autokaru po kąpieli nad Zalewem Zemborzyckim – przypomina sobie J. Pędrak. – Brakowało jednego dziecka. Znalazłem je potem w wodzie. Niestety, nie dawało znaków życia.