Ktoś nocą zakradł się do gospodarstw i strzelał do psów uwiązanych przy budach. Bilans rzezi to pięć zabitych zwierząt i sześć poranionych. Mieszkańcy wsi są w szoku. -- Znalezienie sprawców stawiamy sobie za punkt honoru - zapowiada miejscowa policja.
Podobną śmiercią zginęło tej nocy w Sobolach w sumie pięć psów, mieszańce i rasowy bernardyn. Bandytom, którzy nocą grasowali z bronią po wsi, nie udało się zastrzelić kolejnych sześciu. Ale ciężko je ranili.
- Zobaczyłam rano krew przy budzie. Myślałam, że pewnie psy upolowały szczura. Potem wyszłam do sadu, a tam policja. Sąsiadki krzyczą, że psy im zabili. Okazało się, że do naszego też strzelali, ale raczej przeżyje - opowiada właścicielka rudego Miśka.
Strzałów nikt nie słyszał. Nie wiadomo też, kto dokonał tej masakry. - Boimy się o swoje życie. Najpierw zwierzęta, potem ludzie. Dziś w nocy mąż cały czas czuwał - dodaje roztrzęsiona kobieta.
Ostatniej nocy nikt we wsi nie zmrużył oka. Zapanowała psychoza strachu. - Zadzwoniłam od razu do dzieci, żeby przyjechały. Ale jutro wyjadą i znów zostanę sama. Nawet policjanta prosiłam, żeby ze mną został i mnie pilnował - mówi Maria Woźniak. - Jak tylko jakiś pies zaszczekał, od razu w mieszkaniach zapalały się światła - opowiada sprzedawczyni z miejscowego sklepu. Jej trzy amstafy przeżyły pogrom.
Wójt gminy Ulan Majorat bezradnie rozkłada ręce. - To pierwszy taki przypadek na naszym terenie - mówi Jan Łaski. - Nie mam pojęcia, kto mógł być tak bezwzględny.
- To jakiś maniak. Strzelał do psów w gospodarstwach rozrzuconych po całej wsi - mówi Dariusz Łukasiak, rzecznik policji w Radzyniu Podlaskim. I obiecuje. - Znajdziemy go, to nasz punkt honoru.
To będzie jednak trudne. Ani przeszukania gospodarstw, ani sekcja zabitych psów nie przyniosła spodziewanych efektów. - Nie mamy kul, nie wiemy, z jakiej broni strzelano. Ale na pewno nie był to śrut, tylko broń ostra - tłumaczy Łukasiak.