Dyrektor lubelskiej delegatury Najwyższej Izby Kontroli codziennie dojeżdża do pracy służbowym samochodem – alarmują jego podwładni. – Wszystko w porządku, takie mamy zasady – uspakaja centrala NIK.
Anonimowi autorzy listu twierdzą, że ich szef wykorzystuje służbowe czarne renault do prywatnych celów. Codziennie dojeżdża do Lublina z Rzeczycy k. Kraśnika (ok. 120 km w obie strony), a co tydzień lub dwa jedzie do Ustrzyk Dolnych gdzie mieszka na stałe (ok. 500 km). – Dyrektor nie liczy się z groszem publicznym – piszą podwładni dyr. Pęzioła. I wyliczają, że od 2009 r. prywatne podróże dyrektora kosztowały podatników 100 tys. zł.
Dyrektor nie chciał się tłumaczyć. Odesłał nas do centrali NIK. – O te sprawy proszę pytać mojego przełożonego. Piastowałem bardzo różne stanowiska (m.in. dwa razy był wojewodą i raz wiceministrem finansów – red) i jestem spokojny co do jednego: nigdy nie nadużyłem poświęconego mi mienia – podkreśla Adam Pęzioł.
Autorzy listu zwracają też uwagę na kilkadziesiąt tysięcy złotych premii jakie w ubiegłym roku dostał dyr. Pęzioł. Biedziak tłumaczy, że nie były to dodatkowe, ekstra pieniądze spoza funduszu płac. – Można je było automatycznie włączyć w pensje, ale NIK zdecydowała, że będą stanowiły ruchomy, motywacyjny element wynagrodzenia. Wypłaca się je po zakończeniu zadań związanych z kontrolami. Te zasady dotyczą wszystkich pracowników, w tym dyrektorów delegatur – tłumaczy rzecznik.
W ubiegłym roku średnia miesięczna pensja dyr. Pęzioła wynosiła 11 200 zł. W tej kwocie znalazły się też wspomniane nagrody. W 2012 r. dostał ich w sumie 21 900 tys. zł.