Noworodek znaleziony na przystanku w Klementowicach pod Puławami wczoraj skończył dwa tygodnie. Wrócił już do zdrowia po ciężkim wyziębieniu organizmu i zapaleniu płuc. Jeśli w ciągu najbliższych trzech miesięcy policja nie znajdzie jego biologicznej matki, sąd rodzinny nada mu imię i nazwisko oraz wystąpi do USC o wyrobienie dla niego metryki.
Maleństwo znalazła kobieta przechodząca obok przystanku PKS w Klementowicach. Dziecko leżało na ławce owinięte w zakrwawiony kożuch. Matka porzuciła je zaledwie kilka godzin po urodzeniu.
- Staramy się o metrykę urodzenia dla dziecka - mówi Krystyna Kosowska, ordynator oddziału noworodkowego puławskiego szpitala. - Zwróciliśmy się w tej sprawie do sądu rodzinnego w Puławach, który ustali jej treść. Dopiero wtedy Urząd Stanu Cywilnego w Kurowie będzie mógł wypisać stosowne dokumenty. Dziecko zostało znalezione właśnie w tej gminie.
Policja puławska kontynuuje poszukiwania rodziców chłopca. - Niestety, do tej pory nie udało się nam ich ustalić. Prowadzimy czynności na terenie całego kraju. Sprawdzamy szpitale, przychodnie, prywatne gabinety, lekarskie środowiska patologiczne - mówi młodszy inspektor Krzysztof Franczyk, zastępca komendanta powiatowego policji w Puławach.
Jeśli starania policji nie przyniosą rezultatu, sąd rodzinny wyznaczy jego prawnych opiekunów, zwykle jest to dom dziecka. Sąd też wystąpi do USC w Kurowie o wypisanie metryki urodzenia. - U nas w gminie wszystkie procedury załatwimy w ciągu jednego dnia - obiecuje Stanisław Wójcicki, wójt Kurowa. - Nie da się tylko ominąć trzytygodniowego okresu uprawomocnienia się decyzji Sądu Rodzinnego.
Mareczek ze szpitala, gdzie powraca do zdrowia i ma odpowiednią opieką, trafi prawdopodobnie na oddział małego dziecka. Mamy nadzieję, że wkrótce znajdzie się dla niego rodzina zastępcza lub zaadoptuje go jakieś małżeństwo.