Blisko milion złotych zginęło z Bursy Szkolnej nr 5 w Lublinie. Pieniądze szły na prywatne konta. Przekręt wykryli kontrolerzy z magistratu, którzy wkroczyli tam ponad miesiąc temu.
Prezydent Lublina powiadomił prokuraturę "o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na przywłaszczeniu bliżej nieustalonej kwoty i niedopełnieniu nadzoru nad finansami”. Dokument trafił do śledczych 25 maja. Nieco ponad tydzień temu prezydent wysłał pismo z informacją o kwotach, które zginęły z bursy.
Kontrolerzy wyliczyli, że z placówki wyparowało 600 tys. zł gotówki. Była wpłacana do kasy, ale nie trafiła na konto bursy. Z konta bursy wypłynęło też 300 tys. zł, które były przelewane na dwa rachunki. Ich numery trafiły już do prokuratury, ale ta ich nie zabezpieczyła, bo – jak tłumaczy – na tym etapie sprawy jest to formalnie niemożliwe.
Nieoficjalnie wiadomo, że przelewy wykonywała główna księgowa. W trakcie kontroli rozchorowała się. W zeszły czwartek prezydent odwołał Jana Pękalę, dyrektora Bursy Szkolnej nr 5. – Powodem był nienależyty nadzór nad finansami jednostki, którą kierował – wyjaśnia Katarzyna Mieczkowska-Czerniak, rzecznik prezydenta.
To nie jedyny taki przypadek w Lublinie. W sierpniu sąd zdecyduje o losach księgowej z V Liceum Ogólnokształcącego, która wyprowadziła ze swej szkoły ponad 200 tys. zł na swoje prywatne konto. Faktury, m.in. za media, płaciła podwójnie: raz na konto dostawcy, raz na swoje. Oszustwo wykrył dyrektor miejskiej podstawówki nr 10, do której księgowa trafiła na zastępstwo i ukradła w ten sam sposób kilkanaście tysięcy zł. Obaj dyrektorzy porozumieli się, prześwietlili szkolne konta i powiadomili o sprawie prokuraturę.
Tego, jak wyglądał oszukańczy mechanizm w bursie, miasto na razie nie ujawnia, każe czekać do zakończenia kontroli. Proceder trwał co najmniej od 2007 r. Co najmniej, bo zgodnie z przepisami, tylko przez pięć lat bursa musi przechowywać dokumentację finansową, dlatego kontrolerzy z Urzędu Miasta nie byli w stanie ustalić, co działo się wcześniej