Wstawał dzisiejszy ranek, gdy w Kazimierzu Dolnym kończył się trzeci festiwalowy dzień. W grupkach rozrzuconych na Rynku, nad Wisłą i przy zamku rozprawiano jeszcze o obejrzanych filmach, szczególnie o uratowanym od zniszczenia, a pokazanym pod wygwieżdżonym niebem, legendarnym filmie "Dzisiejsze czasy” Charlie Chaplina. Komentowano zwierzenia o filmie i życiu Agnieszki Holland
Im mniej kin w Polsce, tym więcej uczestników ma kazimierskie "Lato Filmów”. Bo lubimy filmy, lecz nie mamy ich gdzie oglądać. A jeśli nawet jest kino, zazwyczaj ze względów komercyjnych na długie dni blokuje je jakaś "lokomotywa”.
Chaplin jak żywy
Spotkania z ludźmi
Józef Miłosz jest gorącym zwolennikiem festiwalu. - Są dobre filmy, ale także wiele innych imprez. Dodatkowo moją sympatię budzą młodzi przybysze. Mimo że jest ich prawdopodobnie ponad 10 tysięcy, nie ma z nimi, jak to bywa na innych imprezach, najmniejszych kłopotów. A i dla właścicieli lokali gastronomicznych, kwater, ogródków niebagatelne jest i te parę złotych, które zostawią - mówi Józef Miłosz, jeden z mieszkańców festiwalowego miasteczka.
Holland, Holland...
Pani Agnieszka opowiadała podczas spotkania w klubie festiwalowym m.in. o swojej emigracji, bo w przeddzień stanu wojennego była w Szwecji. - Robię filmy tam, gdzie są na to pieniądze. Ale jest w nich dużo o Polsce. Mam nadzieję, że znajdą się środki na dokończenie zaawansowanej pracy nad "Janosikiem” - mówi A. Holland.
Jej córka, Kasia Adamik, we wtorek pokaże swój debiutancki film fabularny, świeżo zrealizowany w USA, pt. "Szczek”. I jeszcze jeden sympatyczny przejaw aktywności pani Agnieszki. Całą niemal niedzielę poświęciła na poprowadzenie warsztatów filmowych z piętnastoma młodymi fanami kina, wśród których jest siedmioosobowa grupa "Grillersów” z Lublina, którzy przywieźli do Kazimierza swoją realizację pt. "S.O.S.” - pokaz w najbliższy piątek.