Szpital z Lubelszczyzny szuka neurochirurga. Oferuje 2200 zł brutto pensji zasadniczej. Lekarzy takiej specjalności szukają w Polsce także Niemcy. Dają 12 tys. zł miesięcznie. Zagranica drenuje naszą służbę zdrowia z wykształconych medyków i pielęgniarek. Anglia, Norwegia, Holandia kuszą warunkami pracy i zarobkami.
Krajowa prasa lekarska aż kipi od ogłoszeń firm łowiących wykształconych Polaków. – Szukamy lekarzy 22 specjalizacji II stopnia – przyznaje Kinga Łozińska z warszawskiej firmy rekrutującej do Wielkiej Brytanii. – Mamy już 200 zgłoszeń z całej Polski. Kolejne napływają.
Łozińska zapewnia, że zarobki polskich lekarzy nie będą odbiegać od uposażeń ich brytyjskich kolegów. – 50 tys. funtów rocznie – informuje.
Na polskich lekarzy czekają też we wschodnich Niemczech. Postenerdowskie landy rozpaczliwie potrzebują internistów, anestezjologów, chirurgów. – Ich specjaliści uciekają do Niemiec Zachodnich albo przechodzą na emeryturę – mówi Michał Wasylko z Niemieckiego Instytutu Języków i Gospodarki w Szczecinie, który werbuje polskich lekarzy.
Niemcy szukają też neurochirurgów. Zresztą nie tylko oni. Neurochirurga szuka też Szpital Wojewódzki im. Jana Pawła II w Zamościu. Niemcy dają 2,5–3 tys. euro zasadniczej pensji (ok. 12–13 tys. zł miesięcznie). Czym kusi polski pracodawca? – 2200 zł plus wysługa lat i zapłata za dyżury – mówi Andrzej Mielcarek, dyrektor zamojskiego szpitala.
Kraje unii potrzebują również polskich pielęgniarek. – Nie tylko unii. Naszych sióstr potrzebują też w USA, Kanadzie i Arabii Saudyjskiej – wylicza Wiesława Sidorowska, przewodnicząca Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych w Lublinie.
Nie od dziś nasze pielęgniarki skarżą się, że w kraju mają głodowe zarobki za morderczą pracę: 900–1100 zł miesięcznie. Te, które wyjechały z Polski są zadowolone. Zostały docenione i dostają wielokrotnie więcej.
Pani Maria G., pielęgniarka z SPSK nr 1 w Lublinie, 12 lat pracowała w Rzymie. – W szpitalach publicznych i prywatnych. Nawet w Klinice Watykańskiej – precyzuje. – Płacili dobrze, ale życie było drogie. Zarabiałam ok. 2,5 mln lirów miesięcznie, czyli 5 tys. zł na rękę.
O dużych zarobkach, ale też dużych kosztach utrzymania opowiadają pielęgniarki, które wyjechały do Norwegii. Norweskie podatki należą do najwyższych w Europie (33–44 proc.), ale można się ubiegać o zwrot po przyjeździe do kraju. – Z 15–20 tys. koron miesięcznego zarobku na rękę (ok. 8–9 tys. zł) na życie zostaje 5–6 tys. zł – narzekają, ale za żadne skarby nie zamieniłyby tego na etat w np. lubelskim szpitalu.
Janusz Spustek szef Zawodowego Związku Lekarzy w Lublinie
Wszędzie płacą lepiej niż w Polsce
• W „Gazecie Lekarskiej” roi się od ofert zagranicznej pracy dla polskich lekarzy. Gdzie głównie wyjeżdżają nasi medycy?
– Pojawia się coraz więcej firm rekrutujących polskich lekarzy do Anglii, Norwegii, Danii. Bardzo popularne są wschodnie landy niemieckie. Nie tak dawno, bo 2–3 miesiące temu, Sąd Europejski w Luksemburgu wydał precedensowy wyrok. Orzekł, że w krajach Unii Europejskiej lekarze nie mogą pracować więcej niż 40 godzin tygodniowo. W związku z tym, nagle, na unijnym rynku pracy zrobiła się luka. Tylko Niemcy oszacowali swoje potrzeby 16–20 tysięcy nowych lekarzy.
• Czy zgodzi się pan z tezą, że Niemcy, Szwecja oraz inne kraje drenują polską służbę zdrowia z dobrze wykształconych lekarzy? Jeżeli tak, to dlaczego? Brakuje im fachowców?
– Drenują i to bardzo. Dlaczego? Weźmy Szwedów. Ich lekarzy nie satysfakcjonują pieniądze, za jakie chętnie pracują Polacy. Co więcej – szwedzcy specjaliści jadą po większe zarobki do Wielkiej Brytanii. Nie od dziś za pieniędzmi ludzie przemieszczają się po Europie. To zjawisko będzie narastać.
• Od jakich krajów obserwuje pan odwrót lekarzy?
– Ruch do krajów arabskich jest mniejszy. Tam można nieźle zarobić, ale nie tak dobrze, jak w Europie i Ameryce. A zresztą wszędzie płacą lekarzom więcej niż w Polsce.
• Wszędzie? To przykładowo, gdzie? Wrócił pan niedawno ze Szwecji, która jest marzeniem wielu naszych lekarzy.
– Byłem w Szwecji dwa miesiące. Wiem, jak tam jest. Polak, na przykład lekarz rodzinny, który chciałby tam pojechać, musi przejść rekrutację. I nauczyć się języka szwedzkiego na półrocznym zgrupowaniu w kraju. Jak już przejdzie przez gęste sito – jedzie. Na dzień dobry dostaje, w przeliczeniu na nasze pieniądze, ok. 12 tys. zł. Nie są to kokosy, bo podatki sięgają tam 50 proc. Po pół roku lekarz dostaje już ok. 20 tys. zł. Ortopedzi, anestezjolodzy zarabiają podobnie.
• Pan też podróżował za chlebem?
– W 1986 roku, jako chirurg, wyjechałem na trzy lata do pracy w Libii. W tamtych latach Libijczycy płacili znakomicie: dwadzieścia razy więcej niż w w Polsce. Dzisiaj już tyle nie płacą.
Rozmawiała Ewa Stępień