Klub jeździecki może być zmuszony do wyprowadzki z terenów nad Bystrzycą w rejonie Nadbystrzyckiej i Ciepłej. Miasto nie przedłuży klubowi umowy dzierżawy terenu.
Teraz to od MOSiR-u zależeć będzie to, czy miłośnicy koni będą mogli korzystać z terenu przy Ciepłej. – We wrześniu, a być może znacznie wcześniej zasiądziemy do rozmów z Lubelskim Klubem Jeździeckim – zapowiada Miłosz Bednarczyk, rzecznik MOSiR "Bystrzyca”. – Jeśli nie dojdziemy do porozumienia z klubem, wtedy będziemy zastanawiać się, jak dalej wykorzystywać ten teren – dodaje.
– Będziemy chcieli się dogadać z MOSiR-em – deklaruje Piotr Piechowicz, prezes LKJ. Nie chce jednak ujawniać szczegółów. – Jeżeli miasto zdecyduje się przekazać teren MOSiR-owi, to nie będziemy mieli innego wyjścia. Gdybyśmy się nie dogadali, to byłoby pozamiatane, byłby koniec. Nie mamy alternatywy. W tym miejscu klub działa nieprzerwanie od 1962 r. – mówi Piechowicz.
Dlaczego miasto zdecydowało się nie przedłużać umowy z LKJ? – Staramy się o pieniądze na rewitalizację doliny Bystrzycy, również tych obszarów. Chcemy mieć ten teren w swoich rękach, po to, by móc później skutecznie starać się o zewnętrzne dofinansowanie do rewitalizacji – mówi Krzyżanowska.
Konflikt ten uniemożliwił budowę toru wyścigów konnych, który miał powstać na terenach nad Bystrzycą w miejscu zlikwidowanych ogródków działkowych. Miały się tu odbywać wyścigi, a ich organizacją zainteresowany był Totalizator Sportowy, państwowe przedsiębiorstwo, które prowadzi m.in. tor wyścigów konnych na warszawskim Służewcu.
Obecny zarząd klubu działa od lutego.