– Mieszkańcy chodzą z latarkami czołowymi jak górnicy w kopalni. Dzieci do szkoły idą ulicą i schodzą w błoto, kiedy nadjeżdża samochód – opowiada mieszkaniec ul. Raszyńskiej w Lublinie.
Nasz Czytelnik zwrócił się do nas z prośbą o interwencję. Wysłał też film nakręcony na jego ulicy po zmroku. Jak tłumaczy, chociaż na ul. Raszyńskiej są latarnie, to mieszkańcy często poruszają się po ulicy w zupełnych ciemnościach.
– Problem polega na tym, że latarnie nie są włączane na całej długości ulicy często. W dodatku są ustawione są w dużych odległościach od siebie. I wtedy musimy się poruszać dosłownie po omacku – opowiada – Nie ma żadnego klucza, według którego byłyby włączane czy wyłączane. Nie ma też żadnej informacji dlaczego tak się dzieje – dodaje.
Pojechaliśmy na miejsce. Faktycznie, ul. Raszyńska do najbezpieczniejszych nie należy. I nie tylko brak oświetlenia stwarza zagrożenie. Wszystkie okoliczne dzieci w drodze na przystanek autobusowy muszą pokonać wzdłuż praktycznie całą ulicę. I to dosłownie, bo chodnika tu nie ma. W deszczowe dni mają do wyboru iść szosą lub błotnistym poboczem.
Po naszej interwencji w Urzędzie Miasta na ulicy Raszyńskiej latarnie się zapaliły. O czym poinformował nas nasz Czytelnik kilka godzin później. – Cud! – stwierdził.
– Oświetlenie ul. Raszyńskiej funkcjonuje na napowietrznej nieizolowanej linii, która jest podwieszona na słupach, a na nich zamontowane są oprawy oświetleniowe. Według informacji uzyskanych u konserwatora, a jednocześnie właściciela tej linii czyli PGE Dystrybucja SA, w ostatnim okresie miały miejsce częste wyłączenia. Było to spowodowane głównie silnymi wiatrami. Gałęzie drzew mogły powodować zwarcia. W takiej sytuacji działają zabezpieczenia nadprądowe, które wyłączają zasilanie oświetlenia – tłumaczy Justyna Góźdź z biura prasowego Ratusza.
Dodaje, że zostały zlecone już zabiegi pielęgnacyjne drzew rosnących wzdłuż ul. Raszyńskiej. Prace mają się zakończyć do końca marca.