Prezydent dostał od Rady Miasta zgodę na sprzedaż działek przy ul. Filaretów, wbrew protestom Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, głosom z rady dzielnicy i radnym opozycji. Na decyzji może skorzystać Piotr Kowalczyk, były przewodniczący Rady Miasta
– Ktoś tę dzielnicę planował – podkreśla radny Zbigniew Drozd (PiS), przeciwny zagęszczaniu zabudowy istniejącego od lat osiedla. – Jak można coś takiego zniszczyć? – oburzała się radna Małgorzata Suchanowska (PiS). – Może należałoby uznać LSM za obszar szczególnie chroniony – proponował radny Stanisław Brzozowski (niezrzeszony).
Z idealizowaniem osiedli nie zgadza się radny z klubu Żuka. – LSM został zaplanowany z dziurą w środku – mówił na sesji Bartosz Margul. Twierdziłem, że teraz jest szansa na powstanie nowego centrum w rejonie ul. Zana.
Ratusz tłumaczy, że „dziury w środku” nie udało się przed laty wypełnić w jednolity sposób, bo dawni właściciele zażądali zwrotu ziemi i w efekcie obszar został poszatkowany. Część zagospodarowano, część leży odłogiem, jak teren znajdujący się pomiędzy kościołem a ul. Zana.
Fragment terenu o nieregularnym kształcie jest własnością miasta. Ratusz nazywa te działki „resztówkami”. – Nie są to srebra rodowe – ocenił prezydent Krzysztof Żuk. – Nie mogą być samodzielnie zagospodarowane – podkreślał Arkadiusz Nahuluk, dyrektor miejskiego Wydziału Gospodarowania Mieniem.
Dziś rośnie tu dzika roślinność. Okoliczni mieszkańcy chcą, aby tak pozostało. Nie chcą, by teren został zabudowany, a może się to stać, jeśli obszar znajdzie się w rękach inwestora, ponieważ obowiązujący plan zagospodarowania dopuszcza tu budowę bloku, biurowca lub np. akademika.
– To nie był teren przeznaczony wcześniej pod zieleń – podkreślała Małgorzata Żurkowska, główna urbanistka miasta. Przypomniała, że plan zagospodarowania uchwalony w 2002 r. przeznaczał ten obszar pod usługi. Ponieważ takowe nie powstały, jak tłumaczy Żurkowska, miasto zmieniło w 2019 r. plan dopuszczając tu oprócz usług również lokale mieszkalne.
– Wiemy, że sprzedaż mieszkań w tym rejonie jest bardzo opłacalna – stwierdza w oświadczeniu Lubelska Spółdzielnia Mieszkaniowa, która sprzeciwia się budowie bloku w tym miejscu. Jej zdaniem zadowolony będzie inwestor, który sprzeda tu mieszkanie, a na osiedlu nasili się problem niedoboru miejsc parkingowych.
Ratusz tłumaczy, że chce sprzedać ziemię, bo jest mu zbędna, a pieniądze potrzebne. Zakup terenu może być na rękę spółce Helvetia Development, która dzięki temu uzbierałaby większy grunt pod inwestycję. Współwłaścicielem spółki jest Piotr Kowalczyk, były przewodniczący Rady Miasta.
Trzy z czterech działek, na których sprzedaż zezwolili w czwartek radni, mają tylko jednego sąsiada: spółkę Helvetia Development. Miasto mogłoby sprzedać jej tę ziemię nie proponując jej nikomu innemu, ponieważ uznało grunty za niezdatne do samodzielnego zagospodarowania i pozbawione dostępu do drogi publicznej.
Tak samo oceniona została czwarta działka, ale ona ma dwóch sąsiadów (w tym Helvetię), więc tu wchodziłby w grę przetarg ograniczony do właścicieli sąsiednich działek.
Po zarzutach o „kolesiostwo” (stawianych przez opozycyjny wobec prezydenta klub radnych PiS) Ratusz zapowiedział, że działki trafią na przetarg nieograniczony, więc teoretycznie będzie mógł się o nie starać każdy, nie tylko sąsiedzi. Opozycja wątpi jednak, by ktokolwiek inny skusił się na działki bez odrębnego dojazdu i bez możliwości samodzielnej zabudowy.
Ostatecznie, głosami prezydenckiego klubu, Rada Miasta zezwoliła na sprzedaż wszystkich czterech działek. Udziału w posiedzeniu nie brała radna Monika Orzechowska z klubu Żuka, która wcześniej głośno sprzeciwiała się wystawieniu ziemi na sprzedaż. Przeciw zgodzie na taką transakcję zagłosowali radni PiS oraz jedyny radny niezrzeszony.
Czwartkową, długą dyskusję w Radzie Miasta poprzedził cykl konferencji prasowych, których skutkiem było to, że były przewodniczący rady obraził się na obecnego radnego, którego słowa uraziły też prezydenta Lublina. Urazy są tak silne, że w ruch poszły nawet zapowiedzi sądowych pozwów i „kroków prawnych”.
Lawina zaczęła się od środowej konferencji radnych z klubu Prawa i Sprawiedliwości przeciwnych sprzedaży ziemi przy Filaretów.
Piotr Breś, przewodniczący tegoż klubu mówił o „kolesiostwie”. W tym kontekście wspominał decyzję Rady Miasta, by szkoła odzieżowa przeniosła się z ul. Spokojnej na Lwowską. Starą siedzibę szkoły i przyległy do niej grunty został w przetargu sprzedany przez miasto w 2017 r. prywatnej spółce, która po dwóch latach sprzedała część (budynek) spółce z udziałem Kowalczyka.
Przypominając te wydarzenia, szef klubu PiS stwierdził, że to Kowalczyk złożył Radzie Miasta wniosek o wygaszenie szkoły, a teraz jego firma sprzedaje tam apartamenty. Urażony tymi słowami były przewodniczący rady odpowiedział mu, że pomysł wcale nie wyszedł od niego, tylko z wydziału oświaty, rada podjęła decyzję kolegialne, a głosował za nią nawet Breś.
Kowalczyka oburzyła też inna wypowiedź Bresia z tej samej konferencji prasowej, dotycząca nieruchomości przy Karmelickiej, dawnej kliniki stomatologii. Szef klubu PiS twierdził, że po przejęciu nieruchomości przez firmę z udziałem Kowalczyka prezydent przedstawił Radzie Miasta projekt zmiany planu zagospodarowania tego terenu, a rada ten plan zatwierdziła. Nie jest to prawdą, bo teren nie miał i nie ma planu zagospodarowania.
Były przewodniczący zapowiedział pozew przeciw Bresiowi z żądaniem przeprosin i wpłaty 50 tys. zł na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Dzień później radny sprostował swoje słowa, Kowalczykowi zabrakło jednak przeprosin, wciąż mówi o 50 tys. zł dla WOŚP.
Podczas „sprostowaniowej” konferencji prasowej Breś zdążył urazić prezydenta Lublina, mówiąc o przegranym przez Żuka sporze o to, czy mógł łączyć fotel w Ratuszu z zasiadaniem w radzie nadzorczej jednej ze spółek. Sąd prawomocnie uznał, że było to niezgodne z prawem. Breś użył w tym kontekście słowa „skazany”, które dotknęło prezydenta.
– Takie sprawy, podobnie jak inne z zakresu administracji, rozpatrują sądy administracyjne, a te nie skazują. Skazać może jedynie sąd karny. Nigdy nie byłem podejrzany ani oskarżony w sprawie karnej, a tym bardziej skazany – napisał Żuk w czwartkowym oświadczeniu. Stwierdza w nim również, że oczekuje od Bresia sprostowania. – W przeciwnym razie podejmę odpowiednie kroki prawne.