Ratusz nie kwapi się do podpisania umowy z lubelskim Aresztem Śledczym. Dzięki niej skazani mogliby sprzątać dzikie wysypiska śmieci.
Ze współpracy z miastem zadowolone były także władze Aresztu Śledczego. - Bo praca jest jedną z podstawowych form resocjalizacji - tłumaczy płk Zbigniew Drożyński, dyrektor aresztu. Dla osadzonych była to też okazja do kontaktu z normalnym światem.
Ale w tym roku miasto z pomocy więźniów nie korzysta. - Kilkakrotnie wysyłaliśmy swoją ofertę. Wciąż czekamy na odzew - mówi Drożyński. I zapewnia, że jest gotowy wysłać na ulicę tylu samo skazanych, co rok temu. A jeśli będzie trzeba, to nawet więcej.
O to, by umowę z aresztem podpisać na czas od kwietnia do października Wydział Ochrony Środowiska prosił władze miasta już w listopadzie zeszłego roku. Mamy czerwiec, a więźniów ani widu, ani słychu.
Drożyński przyznaje, że jeden z jego podwładnych, nie mogąc doczekać się odpowiedzi na pisma, zadzwonił do Ratusza z pytaniem o dalszą współpracę. - Dowiedzieliśmy się, że mamy czekać - relacjonuje dyrektor aresztu.
W środę Wydział Ochrony Środowiska sprawą nie zajmie się wcale. - Bo prezydent zdecydował, że skazani będą pracować na rzecz Wydziału Gospodarki Komunalnej, który odpowiada za sprzątanie - wyjaśnia Wiesław Piątkowski, zastępca dyrektora WOŚ.
Z kolei Wydział Gospodarki Komunalnej w ogóle nie chce sprawy komentować. - Najpierw musimy rozwiązać pewien problem, o którym na razie nie mogę mówić - stwierdza Tomasz Radzikowski, dyrektor WGK. - Do końca tygodnia sprawa powinna się rozstrzygnąć.