Samorząd Lublina przyznał sobie zbyt duże uprawnienia do kontrolowania tego, co prywatne szkoły robią z pieniędzmi, które dostają z miejskiej kasy. Do takiego wniosku doszedł sąd po skardze jednej ze spółek prowadzących w Lublinie liceum dla dorosłych oraz szkoły policealne.
Sprawa dotyczy szkół, które nie są prowadzone przez miasto, ale dostają od niego pieniądze, dzięki czemu działają
na podobnych zasadach, co szkoły publiczne, a nauka w nich jest darmowa. Zasady kontrolowania szkolnych wydatków opłacanych
z miejskiej dotacji uchwaliła w grudniu Rada Miasta na wniosek prezydenta. Właśnie w tej uchwale znalazły się przepisy, które według sądu są niezgodne z prawem.
Chodzi m.in. o przyznaną miejskim kontrolerom możliwość wchodzenia na lekcje oraz nałożony na szkoły obowiązek przedstawiania Ratuszowi harmonogramu zajęć w nadchodzącym semestrze i to z miesięcznym wyprzedzeniem. Szkoły były też zobowiązane do przedstawiania list obecności na zajęciach. Pozwalała też żądać okazania takich list, podpisanych przez nauczyciela, podczas kontroli w szkole.
Wszystkie te przepisy uchwały zakwestionowane przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Lublinie po skardze łódzkiej spółki Centrum Nauki i Biznesu „Żak”. Sąd stwierdził ich nieważność. Nie podważał za to innych przepisów zaskarżonych przez spółkę, w tym pozwalających miejskim kontrolerom na „przeprowadzanie oględzin obiektów i składników majątkowych”.
Wyrok nie jest prawomocny. – Wystąpimy do sądu o pisemne uzasadnienie wyroku. Po jego otrzymaniu podejmiemy decyzję w sprawie dalszych kroków – stwierdza Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta Lublina.