Lodowisko na placu Litewskim jest nieczynne od tygodnia. Przez ten czas MOSiR nie potrafił zapobiec powodzi z roztopionej ślizgawki, a teraz ociąga się ze sprzątnięciem pozostałości po lodowej tafli.
W ubiegłą sobotę administratorzy ślizgawki przestali chłodzić taflę. Woda z topniejącego lodu niczym potok rwała Krakowskim Przedmieściem.
Dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji „Bystrzyca”, który zarządza ślizgawką, o wodzie płynącej przez centrum miasta dowiedział się od nas. – A płynie? Musimy to sprawdzić – nie krył zdziwienia Mariusz Szmit. Na tym interwencja MOSiR się skończyła. Na szczęście w połowie tygodnia nad Lublinem zaświeciło słońce, które wysuszyło błoto na Krakowskim Przedmieściu i placu Litewskim.
Takich problemów nie mieli administratorzy sztucznej ślizgawki w Zamościu. – U nas nic nie płynęło – tłumaczy Tadeusz Lizut z tamtejszego Ośrodka Sportu i Rekreacji. – Znakomicie zadziałał system kratek odpływowych na Rynku. A lodowisko było tańsze niemal o połowę.
Zamościanie zdążyli już podsumować zimowy sezon na ślizgawce. – Jesteśmy zadowoleni – mówi Lizut. – Każdego miesiąca z tafli korzystało ponad 7 tysięcy osób.
Czyli tyle, co z lubelskiej ślizgawki przez całą zimę. – Musimy się zastanowić, jakie były przyczyny niskiej frekwencji – mówi Szmit. – I przemyśleć kwestię jej lokalizacji, bo plac Litewski to chyba nie najlepsze miejsce.
Dyrektor zapowiada, że bałagan z placu zniknie jeszcze w tym tygodniu. – Lodowisko jest już przygotowane do rozbiórki. A ta potrwa najwyżej kilka dni.